Ministerstwo edukacji nie ustaje w reformowaniu oświaty. Tym razem postanowiło pochylić się nad losem uczniów ubogich. Słusznie. Ubogich jest znacznie więcej niż zamożnych, więc krąg wdzięcznych się zwiększy. Myli się jednak kto myśli, że oświatowe władze znalazły właśnie sposób na poprawę losu biednej prowincji.
Tam, gdzie bieda jest powszechna, nie trzeba się martwić o wyróżnianie kogokolwiek. W małych miasteczkach i wsiach nie ma krytych pływalni, hal sportowych i kursów językowych, nikt ich więc nie nadużywa. Co innego w większych miastach, gdzie przy niektórych szkołach zdarzają się pewne udogodnienia. I tu będzie można sprawdzić, czy jacyś uczniowie podstępnie z nich nie korzystają.
Wszak ciągle mówi się ostatnio o upadku wartości, toteż pięknie będzie, gdy wróci się do takich ideałów, jak powszechne braterstwo i równość. Skoro zaś trudno równać w górę – trzeba równać w dół. Niech się zamożni nie obnoszą ze swoim dostatkiem. Jak im tak zależy na lepszych perspektywach swoich pociech – droga wolna do szkół prywatnych. Bardzo dobry pomysł na nakręcenie koniunktury płatnej edukacji.
W publicznej oświacie nie ma miejsca na dopieszczanie elit. Politycznie poprawnej pełnej integracji można tylko przyklasnąć. Odeszliśmy od nagannej koedukacji, chociaż psycholodzy mówią, że dziewczęta i chłopcy inaczej dojrzewają i inaczej się uczą. Zrezygnowaliśmy z klas sportowych, bo nie będziemy z publicznych pieniędzy pakować mięśni olimpijskich osiłków.
Teraz wypadałoby również zrezygnować z komputerowej rekrutacji do szkół ponadgimnazjalnych, z której tak dumne jest Lubelskie Kuratorium Oświaty. To jest przecież okropna komputerowa segregacja! Bezwzględnie odbiera uczniom ubogim miejsca w liceach z czołówek rankingów. Bo tak się jakoś składa, że uczniowie z najlepszych szkół – od podstawówek zaczynając, a na liceach kończąc – rzadko pochodzą z biednych rodzin.
Nie potrzeba skomplikowanych badań, żeby to zauważyć. Wystarczy popatrzeć, jakimi samochodami przywożeni są rano na lekcje. Takiej automobilowej parady nie uświadczy się pod żadną wiejską szkółką. Ze stołecznej perspektywy ministerstwa trudno to jednak dostrzec, a jeszcze trudniej wyrównać szanse. Coś jednak robić trzeba. Cokolwiek. Chociażby byle co...