Nie ma większych wrogów akcji porządkowych jak archeolodzy. To entuzjaści rynsztoków, śmietników i toalet.
- Nie ma ciekawszych miejsc niż rynsztoki - przyznaje Mariusz Matyaszewski, archeolog, który nadzorował kilka lat temu w Lublinie modernizację staromiejskich ulic. Wiele tygodni przesiedział w wykopach na Olejnej i na tyłach kamienicy przy Grodzkiej 26 wyjmując z ziemi kawałki piecowych kafli czy starych naczyń. - Na Starym Mieście i ulicach Królewskiej, Narutowicza i Kowalskiej wymieniano wszystkie instalacje i układano nową nawierzchnie. To znaczyło, że robotnicy odsłonią fragmenty gruntu, których nikt nie przekopywał od wieków. Czasami docieraliśmy do poziomu ulicy, pamiętającej czasy sprzed kanalizacji i wodociągów. Jakie są korzyści takiego oglądania starych śmieci? Czasami są one bardzo piękne, bo do tych rynsztoków wypadały różne rzeczy. Znaleźliśmy np. sztućce z zachowaną okładziną z masy perłowej, pamiętające przełom XVII i XVIII wieku i bogato zdobione XVIII wieczne żelazne zgrzebło.
Naukowe zaglądanie do kieliszka
- W czasie prac przy wschodnim skrzydle klasztoru natrafiliśmy na bardzo dużo ciekawych śmieci, które zgodnie ze zwyczajem wyrzucano za mury - wspomina Matyaszewski. - 90 proc. to były fragmenty kafli i naczyń ceramicznych. Ale było też sporo szklanych. No, dobrze mogę to powiedzieć: kieliszków. Wiele z nich leżała, tak jak je ojcowie wyrzucili.
Inny student lubelskiej archeologii UMCS pisał pracę magisterską o przedmiotach znalezionych w miejscu jeszcze mniej eleganckim niż śmietnik, bo w toalecie.
- To była prawdziwa XVI wieczna toaleta, która stała na podwórku posesji przy Jezuickiej. Student był zachwycony, bo ruchomych zabytków było tam mnóstwo. Okazuje się, że różne cenne przedmioty potrafią wpaść ludziom do ubikacji - zdradza archeolog.
Maszyna do paskudnych rzeczy
Np. w Getyndze około 1400 r. 6000 mieszkańców wytwarzało ponad 1200 ton śmieci stałych i prawie 89 000 000 litrów płynnych odpadów.
Dodając do tego trudną do oszacowania ilość odchodów zwierzęcych itp. łatwo zorientować się w skali problemów z jaką spotykali się w tej dziedzinie mieszkańcy średniowiecznych miast.
Po śmieciach do góry
Wspominane pokłady śmieci i błota zalegające w obrębie miasta stwarzały ogromne utrudnienia komunikacyjne. Próbując im przeciwdziałać mieszczanie pokrywali ulice i place izolacyjnymi warstwami czystego piasku, na których konstruowali drewniane nawierzchnie. Z upływem czasu narastające błoto wymuszało konstruowanie kolejnego poziomu ulic itd. W konsekwencji partie budynków mieszkalnych które w 2 połowie wieku XIII były jeszcze parterami, już w końcu wieku XIV całkowicie pogrążyły się w ziemi i trzeba było zamieniać je na piwnice. Taki proces widać właśnie w tych lubelskich świątyniach.
Korzystałam z artykułu Cezarego Busko z "Gazety rycerskiej”.