"Uratować ORP Kraków!” - apelowała "Rzeczpospolita”.
Na łamach tej gazety pojawiła się sensacyjna informacja o odnalezieniu w okolicach Czernichowa na Ukrainie, w rzece Diesna, wraku polskiego monitora z Flotylli Pińskiej. Ukraińskie Towarzystwo Weteranów Rozpoznania Morskiego podjęło próbę penetracji zatopionego okrętu, służącego w radzieckiej flocie jako "Smoleńsk” z ideą jego wydobycia w przyszłości. Na tę wiadomość zareagowała Telewizja Polonia organizując wyprawę reporterską na Ukrainę.
Dwukrotnie tonął
ORP "Kraków” zwodowany w 1926 roku w stoczni Zieleniewskiego w Krakowie był pierwszym okrętem wojennym wybudowanym w II Rzeczpospolitej. Został wcielony do 1 Dywizjonu Bojowego Flotylli Pińskiej. Dramat wojennych losów sprawił, że okręt tonął dwukrotnie. W obu przypadkach za sprawą własnych załóg, które nie mogły kontynuować walki. Po raz pierwszy - 21 września 1939 roku w okolicach Kuźliczyna w wodach rzeki Piny na Polesiu. Zatopiony przez polskich marynarzy w obliczu wkraczających wojsk sowieckich i niemożliwości ewakuacji monitora na zachód. Po raz wtóry - wydobyty i wyremontowany, już jako "Smoleńsk” - zatopiony na Diesnie, dopływie Dniepru. Walcząca z hitlerowcami załoga "Smoleńska” nie miała już żadnych szans przedarcia się do Kijowa. Rankiem 15 września 1941 roku, dowódca okrętu - komandor Siemionow podjął dramatyczną decyzję o jego wysadzeniu w powietrze. Wraku monitora nikt od tego czasu nie penetrował.
Na miejscu
Po wielogodzinnej podróży docieramy na miejsce ostatniej wachty "Krakowa” - "Smoleńska”. Czekamy na ekipę płetwonurków. Na brzegu rozmowy, przeglądanie map, szkiców. Z Moskwy przyjechał Kostia Strelbickij, ze Lwowa - Walery Spiczakow, świetni znawcy tematu. Nie robimy sobie wielkich nadziei. I w polskiej, i w radzieckiej służbie Flotylla Pińska była okryta ścisłą tajemnicą, a wojenne losy sprawiły, że niewiele zostało materialnych śladów tych formacji.
Przyjeżdżają płetwonurkowie. Wypakowywanie sprzętu, przygotowywanie akwalungów i pontonu. Krótka odprawa. Rozpoczyna się penetracja odnogi Ładinki. Dowiadujemy się, że część wraku przysypana jest piachem. W jego wnętrzu pozostała amunicja. Penetracja okrętu wymagać będzie od nurków szczególnej ostrożności.
Jak los człowieka
Los okrętu - to jak los człowieka - snuje refleksje Walery Spiczakow - co pisane, to się przydarzy. Jak z tym monitorem, któremu dwukrotnie przyszło tonąć w podobnej sytuacji. To dramat dla załogi zatopić własny okręt. I wiele takich przypadków znają dzieje flotylli rzecznych. Zajmuję się tą tematyką od pięciu lat i moim marzeniem jest napisać książkę o historii Flotylli Pińskiej. Współpracuję z kolegami z Kijowa, a dziś mam okazję spotkać polskich przyjaciół. To wspaniale, że mogliście przyjechać, zobaczyć to miejsce, spenetrować z kamerą wrak okrętu.
Ukraińscy płetwonurkowie określają położenie wraku. Pozbawiony nadbudówek kadłub spoczywa dwa metry pod powierzchnią wody. Rzeczywiście do połowy zasypany jest piachem, ale nie stwierdzono niewypałów w okolicach kadłuba.
- Trzydzieści lat temu - mówi kmdr Topolski - odbywała się ogólnoradziecka akcja zbiórki złomu. Nadbudówki monitora sterczały ponad wodą, więc szef miejscowego kołchozu postanowił je odciąć. Wokół wraku bawiły się dzieci, zdecydowano więc zasypać piachem komory amunicyjne.
Eksplozja poderwała okręt
do góry
Załoga monitora zdemontowała uzbrojenie - opowiada syn ostatniego dowódcy "Smoleńska”, kmdr por. rez. Aleksandr Siemionow. - Odcięty od Dniepru okręt nie był w stanie kontynuować walki. Ojciec wspominał, że pozwolono okolicznym mieszkańcom zabrać wszystko, czego nie mogli udźwignąć marynarze. Podłożono ładunki wybuchowe pod zbiorniki z paliwem. Eksplozja poderwała okręt do góry...
Następuje kulminacyjny moment wyprawy. Nasz operator - Tomasz Smyk - przebiera się w kombinezon. Za chwilę dołączy z kamerą do grupy płetwonurków. Będzie ubezpieczany z brzegu i pod wodą. Penetrację z napięciem śledzi na monitorze cała nasza grupa. Padają fachowe uwagi i komentarze: "O! Jest wyrwa w burcie! I nitowanie - dobrze zachowane... Duże zniszczenia... Duże...”.
- Jak myślicie - pyta Janek - da się go podnieść ?
Odpowiada mu sceptyczne milczenie... Starzy marynarze kręcą głowami.
Wreszcie wynurzają się nurkowie. Są znaleziska! Nie wrócimy do Polski z pustymi rękoma. Jest ! - krzyczy Wiesiek, trzymając w ręku skorodowany fragment burty - kawał historii...
Tomek Smyk ciężko dyszy po wyjściu z wody. Sasza i Sania pomagają mu ściągnąć hełm i ciężki kombinezon. - Poniżej burty mało co widać. Wiesz, czarno jest, wyciągaliśmy to żelastwo na czuja...
Kostia Strelbickij ogląda kolejne wyciągnięte elementy okrętu. Popatrz - mówi - oto ja, historyk trzymałem w ręku dokumenty tego okrętu, a teraz trzymam jego fragmenty. Niesamowite! To żelazo wytrzymało wszystko...
Stalowa cisza
Do służby wszedł w roku 1936. Młodszy od polskich monitorów "Kraków” i "Wilno” był od nich większy, ale słabiej uzbrojony w artylerię główną. Polskie okręty miały też mniejsze zanurzenie, co odgrywało istotną rolę w działaniach bojowych na - stosunkowo płytkich - wodach dorzecza Piny i Prypeci. "Żelezniakow” zapisał wspaniałą kartę bojową w czasie II wojny światowej. Walczył na Dunaju, Morzu Azowskim i Dniestrze, odpierając liczne ataki niemieckiego lotnictwa i ostrzeliwując nabrzeżne pozycje wroga. Otrzymał honorowy tytuł okrętu-bohatera.
Oglądamy pokład "Żelezniakowa”, zaglądamy do wieży artyleryjskiej. Jako pierwsza ekipa telewizyjna mamy możliwość zejść do wnętrza okrętu. Stalowa cisza robi niezwykłe wrażenie... Przez moment wydaje nam się, że znaleźliśmy się we wraku ORP "Kraków”...
Na nabrzeżu rozmawiamy jeszcze przez chwilę z komandorem por. rezerwy Albertem Szaposznikowem - komendantem i kustoszem "Żelezniakowa”. Służył na nim w czasie wojny jako 16-letni junga.
- Chcielibyśmy urządzić w tym okręcie prawdziwe muzeum - mówi. A obok niego postawić w przyszłości polski monitor "Kraków”, zbudowany w latach dwudziestych. Pływał on potem jako "Smoleńsk”. Marzymy o tym, by oba okręty stanęły tu kiedyś jak bracia - bohaterowie czasu wojny.
Żegnamy się już z Kijowem. Jeszcze spojrzenie na Dniepr i wspólną przeszłość. Wyjeżdżamy z marynarską wiarą, że jeśli z okrętu pozostała chociaż stępka można go uratować... Może znajdą się fundusze i niebawem znów pojawimy się nad Diesną i Dnieprem. Wracamy do Polski. Przez szeroką Ukrainę, tak daleką a jakże bliską...