Kiedy cztery lata temu wierni ujrzeli grób Pański w kazimierskiej farze, oniemieli. Zamiast kwiatów goła posadzka. Zamiast Chrystusa gołe stopy wystające z całunu. Wśród wiernych zawrzało. A ks. Tomasz Lewniewski łagodnie tłumaczył, że prawdy o śmierci nie oszuka zapachem hortensji.
– Pan Jezus jak Pan Jezus. Na olejno pięknie wymalowany. Ale żołnierze rzymscy mieli prawdziwe zbroje. Przychodziłem po kilka razy, żeby napatrzeć się na zmianę warty.
Oprócz żołnierzy Pana Jezusa pilnowała jeszcze Matka Boska, wymalowana na sklepieniu kościoła.
– Wyglądała jak królewna z bajki. Z góry uśmiechała się swojego syna, żołnierzy i nas wszystkich – wspomina Jarek.
Stopy Chrystusa
Ks. Tomasz Lewniewski, proboszcz kazimierskiej fary, duszpasterz artystów wierzących i nie – lubi zapraszać ich do współpracy.
– Chciałem, żeby grób pański był inny niż wszystkie. Kiedy Jarek Janowski przyniósł mi szkic tego, co miało się zdarzyć w kaplicy królewskiej, wstrzymałem oddech. Jego pomysł był wstrząsający.
Kiedy wierni ujrzeli grób Pański w kazimierskiej farze, oniemieli. Zamiast kwiatów goła posadzka, zamiast Chrystusa gołe stopy wystające z całunu. Wśród wiernych zawrzało. Największy raban podniósł się o hortensje. Jak to tak, bez kwiatów.
– Wyrzeźbiłem ciało Jezusa naturalnej wielkości. Szukałem prawdy o cierpieniu na krzyżu. Poprawiałem zamknięte oczy, łagodziłem zaciśnięte usta. Raz nie pasowało to, raz tamto. To zawinąłem go w całun. Zostawiłem stopy na wierzchu. I położyłem na posadce – wspomina Janowski.
– Grób poruszył ludzi do żywego. Tłumaczyłem ludziom, że taka jest śmierć. I nie ma co jej upiększać – dodaje ks. Lewniewski.
Godziny kontemplacji
W następne święta Janowski z ks. Tomaszem wpadli na pomysł, by wielkanocny grób ulokować w kościółku św. Anny.
– Były dwa powody. Pierwszy, żeby złożenie do grobu poprzedzić procesją. Drugi, żeby stworzyć oddzielne miejsce do kontemplacji. Gdzie na uboczu, w ciszy i zamyśleniu spotkamy się z Bogiem – mówi ks. Lewniewski.
– Wysypałem ścieżkę z piasku prowadząca od wejścia aż po ołtarz. Rozpaliłem setki świec. Położyłem Jezusa na piachu. To wszystko. Co tu obwijać w bawełnę – wspomina Jarek Janowski.
A ludzi zamurowało. Tych wierzących i tych nie. Po miasteczku poszła wieść, że czegoś takiego jeszcze w Kazimierzu nie było.
Z godziny na godzinę klęczących przy grobie było coraz więcej. Jak zabrakło miejsca w kościółku, klękali na schodach. Twardszych od piachu. Wierni mieszali się z turystami, chłopi ze Skowieszynka z Danielem Olbrychskim.
Godziny kontemplacji trwały do świtu. Ks. Tomasz zacierał ręce z nowego sposobu ewangelizacji.
Ring z Jezusem
W ubiegłym roku Janowski poszedł jeszcze dalej. Ustawił ławki jak w ringu. Na środku, na drucianej siatce ułożył figurę zmarłego Jezusa. Było surowo. Prawie tak, jak w krypcie pod posadzką. Zamiast popiołu był piach.
– Chciałem odrzeć wielkanocny grób z ozdób i blichtru. Jego budowanie przestało być rozpamiętywaniem śmierci. Godziny spędzone w zimnym kościele ocierały się o doświadczenie śmierci – wspomina Jarek.
• Nie za dużo surowych klimatów. Przecież święta wielkanocne są świętem radości?
– Wszystko się zgadza. Praca przy grobie była rodzajem oczyszczenia. Po to, żeby pełniej przeżyć radość Zmartwychwstania.
Z premedytacją ustawił ławki w rodzaj ringu. Wszystko po to, żeby każdy mógł zmierzyć się z historią Jezusa. Z jego cierpieniem.
– Chciałem także, żeby z tego ringu człowiek wyszedł zwycięsko. Żeby odkrył tajemnicę śmierci Jezusa.
• Jaką tajemnicę?
– Tajemnicę miłości.
Człowieku. Nie jesteś sam
W tym roku Jarek Janowski zaczął budować grób w Wielkim Tygodniu. W środę z kościółka wywieziono ławki. Na środku nawy stanął postument ze styropianu.
– Pójdzie na niego przyczepa ziemi ogrodniczej. Wnękę grobu wysypię solą. Chrystus będzie leżał w bieli. Do tego mnóstwo świec. Chodźmy – mówi Janowski.
Idziemy w kierunku głównego ołtarza. Jarek otwiera boczne drzwiczki. Prosi żeby zamknąć oczy. Łapie mnie za rękę. Idziemy po krętych schodkach w murze. Otwieram oczy. Jesteśmy w skarbczyku bez skarbów. Na podłodze stara figura Jezusa. I mnóstwo nadpalonych świec. Zabieramy je na dół. Będą częścią inscenizacji.
Zanim je rozpalimy, by zobaczyć jak płomień świecy ociepli biel figury, Jarek prowadzi nas do podziemi kościólka. Po chwili oczy przyzwyczajają się do mroku. Na podsadzce majaczą otwarte trumny. Po chwili promień światła wydobywa kości stóp.
– Takie światło mnie interesuje. Dlatego wyciemnię kościół. Światło z wejścia rozjaśni grób. A może puszczę jakiś promyczek z okna – zastanawia się Jarek.
Jesteśmy na górze. Blask świec ociepla surową atmosferę. Za sprawą migocących płomieni twarzy Chrystusa zdaje się żyć. W Wielką Sobotę grób Jezusa ogrzeją oddechy modlących się ludzi. I ciepło ich serc.
– Zapraszam do Kazimierza. Tu, przy naszym grobie, jak nigdzie indziej możesz doświadczyć niezwykłego kontaktu z Bogiem. Przekonać się, że nie jesteś sam – uśmiecha się ks. Lewniewski...