Rozmowa z Piotrem Fąfrowiczem, malarzem i ilustratorem
– Tak, bardzo prosto. Z wydawnictwa Media Rodzina przyszedł email z propozycją, ja się zgodziłem. I już.
• Tak w ciemno?
– Dostałem fragment tekstu, zobaczyłem, że jest dobrze tłumaczony, a historia ma klimat. Wysłałem moje propozycje, które wydawnictwo wysłało do wydawcy japońskiego, a ten z kolei do autorki tekstu, pani Miyoko Matsutani. I jej się moja koncepcja spodobała i to zadecydowało o tym, że wydawca się zgodził na moje prace. Ta książeczka miała na świecie wiele wydań i wszędzie były rysunki oryginalne, tylko w polskiej edycji jest inaczej. Media Rodzina wydaje całą serię bajek z całego świata i przygody Tatsu Taro są w tym cyklu.
• Widział pan oryginalne rysunki?
–Tak, ale już po. To znaczy po tym jak powstały moje. Są w klimacie japońskiego komiksu.
• Zgodził się pan na to zlecenie, bo chodziło o Japonię? Gdyby to była bajka o Eskimosach, to co?
– Też bym się zgodził. Ilustrowanie książek to najwspanialsze zajęcie i dopóki mi starczy sił chcę to robić. Wydawca dał mi zupełnie wolną rękę, miałem zadecydować o ilości prac, zrobiłem, co chciałem. Opracowaniem typograficznym zajął się Andrzej Komendziński, który dobrał liternictwo, a ilustracje tak pomniejszył, że wyglądają jak odbite pieczecie drzeworytu. Wymyślił też, że grzbiet będzie wyglądał jak płócienny, zszyty czerwonym sznurkiem. Uważam, że to moja najlepsza ostatnio zrobiona książka.
• Idylla artystyczna. Nie było żadnych uwag i poprawek?
– Była. Kolor świni się nie podobał. Namalowałem różową, polską. A japońskie są brązowe, bardziej jak dzik, a nie jak świnia. Ale w wydawnictwie uznano, że to będą oglądały polskie dzieci i niech tak zostanie. Zostało. Bo korekty nanoszone przez tłumacza, to inna sprawa.
• To tłumacz może grymasić w sprawach artystycznych?
– Zbigniew Kiersznowski, który mieszka w Hajnówce koło Białowieży i tłumaczył japońską bajkę służył mi pomocą w sprawach kulturowych: że kimona się nie zawija z prawej strony na lewą tylko odwrotnie. Że na uczcie jedne potrawy są podawane w miseczkach, a inne na liściu itd. Ale wiele rzeczy namalowałem intuicyjnie. Japońskie diabły nie mają ogonów i mój nie ma. I smok nie ma skrzydeł.
• To jak lata?
– Jak latający smok bez skrzydeł. Zresztą to nie jest zwykły latający smok, tylko matka Tatsu Taro zamieniona w smoka.
• Zawijanie kimona, miseczki… Ilustracje do bajki to nie jest wyłącznie wizja artystyczna?
– Zanim się zabrałem do pracy odbyłem stosowne studia. Czytałem o szkołach kaligrafii, o Chinach gdzie w klasztorach buddyjskich doskonalono sztukę malowania. Na północy Chin dbano o detale i drobiazgową dokładność w przedstawianiu. Na południu szczytem kunsztu było takie prowadzenie pędzla by na kartonie czy jedwabiu, niemal za jednym zamachem powstał obraz. Później to się ujednoliciło. Podobnie w Japonii, gdzie artyści pracowali dwoma metodami, ale gdy się ogląda rysunki z 500 czy 600 roku widać różnicę szkół. W poniedziałek w czasie wernisażu wystawy ilustracji do książki prowadziłem warsztaty dla dzieci. Miały najpierw namalować smoka jedną technika, a później drugą. Uczniom z IV klasy szło nieźle, wyczuli, o co chodzi.
• A pan pracował metodą z Chin Północnych czy Chin Południowych?
– Powiedzmy Środkowych.
• Tuszem i farbami czy myszką?
– Na papierze, w formacie między A3 a A4, tuszem, farbami. Komputera nie używam.
• A jak się ilustruje taki spory tekst? Najpierw czyta pan całość, wybiera ciekawe fragmenty?
– Józef Wilkoń mnie uczył, że ilustracje muszą tworzyć sekwencję, swoją opowieść. Ktoś, kto będzie oglądał tylko obrazki musi dzięki nim poznać historię. Wybieram do zilustrowania fragmenty, który można wzbogacić, rozwinąć. Jak jest mowa o tym, że Tatsu Taro i smok gdzieś lecą to pokazuję świat, jaki oglądają z wysoka a nie ich na niebie itd. Tak powstało dwadzieścia kilka ilustracji, po jednej na rozdział.
• A okładka?
– To jest dla mnie zawsze najgorsza sprawa. Ale Grażka Lange, bardzo znany grafik i ilustratorka mi mówiła: nie martw się okładką, rób ilustracje a w czasie pracy okładka sama się pojawi.
• Jest jakiś tekst z czasów pana dzieciństwa albo czasu dzieciństwa pana dzieci, do którego ma pan ochotę wrócić by go zilustrować po swojemu?
– Od wielu lat chodzi mi po głowie projekt, żeby zilustrować powieść Isaaca B. Singera "Rodzina Muszkatów”. To osadzona w XIX-wiecznej Warszawie opowieść o mieszczańskiej wielopokoleniowej rodzinie. Ale oprócz tej realnej historii mieszczańskiej jest tam ogromny pokład żydowskiej baśniowości. Tak sobie myślę, że zrobię te ilustracje i niech w teczce czekają.
• To jest książka dla dzieci?
– Nie, to jest jak saga rodu Forseytów czy Buddenbrookowie.
• Ilustrowana książka dla dorosłych? A ktoś w ogóle wydaje książki dla dorosłych?
– Nie wiem, chyba nie. Ale mnie chodzi po głowie taki pomysł.
WYSTAWA
Ilustracje do książki "Tatsu Taro, syn smoka” Piotra Fąfrowicza można oglądać w Galeria 31 Miejskiej Biblioteki Publicznej, ul. Braci Wieniawskich 5 w Lublinie.