W opuszczonej kaplicy zamkowej w Radzyniu Podlaskim odkryto wiele starych napisów, które mogą pozwolić na wyjaśnienie kilku XVII-wiecznych zagadek.
Robotnicy odkryli
Napisy odkryto przypadkowo. Natrafiono na nie podczas konserwacji nieużytkowanej od dziesięcioleci kaplicy pw. Aniołów Stróżów przy ul. Sitkowskiego. Dawniej służyła ona staremu szpitalowi; wstawiano tam oczekujące na pogrzeb ciała zmarłych. Kaplica od dziesięcioleci była pusta, ale jej ośmioboczna bryła intrygowała miejscowego pisarza Adama Świcia, radnego powiatu radzyńskiego. – Udało się nam przekonać Zarząd Powiatu, że warto wyremontować zabytkowy obiekt – nie kryje satysfakcji Świć.
Prace szybko ruszyły. W sierpniu Andrzej Zalewski z Przedsiębiorstwa Remontu i Konserwacji Zabytków zdejmował stare zniszczone farby wapienne. Aż tu nagle… na ścianie pokazały się napisy. Zalewski szybko powiadomił swojego szefa, Lecha Stadnickiego. – Chcieliśmy sprawdzić wytrzymałość tynków. Kiedy pracownicy zdjęli stare powłoki i natrafili na napisy, natychmiast przerwaliśmy roboty.
Zawiadomiłem Urząd Ochrony Zabytków. Konserwator obejrzał te napisy oraz fragmenty sklepienia i ścian. Stwierdził, że prawdopodobnie kaplica pochodzi nie z XVIII, lecz z XVII wieku. Urząd Ochrony Zabytków wstrzymał nam pracę wewnątrz kaplicy.
I zaraz powiadomili
Janusz Maraśkiewicz, kierownik bialskiej Delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Lublinie był jednym z pierwszych, którego odkrycie ucieszyło. – Najpierw trzeba było zabezpieczyć fragmenty malowideł i napisów. Są one bardzo rzadkie na terenie północnej Lubelszczyzny. Pierwszy raz spotykam nagromadzenie tak dużej liczby podpisów i tekstów – szybko wylicza Maraśkiewicz. – Wstępnie datujemy to odkrycie na XVII wiek.
Tymczasem do pracy przystępuje Zofia Kamińska-Rózga, konserwator sztuki. Przed kilkoma laty w niedalekim od kaplicy radzyńskim kościele św. Trójcy przeprowadziła konserwację wykonanego z marmuru nagrobka Mniszchów i renesansowego ołtarzyka szkoły włoskiej w kaplicy południowej tego kościoła.
Albertus z Dziczywa, jak mniemam?
Szybko okazało się, że napisy w kaplicy są niezwykle podobne do tych, z nagrobka Mniszchów. – Pojawiła się myśl, że są to ci sami twórcy, którzy tym razem zechcieli się podpisać – opowiada Kamińska-Rózga. – Ta sama miejscowość i zbliżony okres, w którym powstawały. Podobny był też sposób malowania. Na ścianach kapliczki musiało się podpisać kilkanaście osób. Ładniejsze, piękne litery stawiali zapewne majstrowie, a ich pomocnicy mniejsze lub tylko wydrapane.
Pod jej pędzlem pojawiły się kształtne litery z podpisem Albertusa z Dziczywa lub Dziczyca z 1690 roku. Na przeciwległej ścianie też było kilkanaście nazwisk, dat i miejscowości.
Na tropie Jana Wolffa
– Cieszy mnie jakość napisów, staranność ich wykonania i uroda. Do tego jest malarstwo wysokiej klasy. Liczę, że przyniesie to ogromną wiedzę o twórcach renesansu lubelskiego. Rzemieślnicy i artyści pozostawili na ścianie swoje "wizytówki”. Znajduje się tu klucz do wielu zagadek, które mogą rozwikłać historycy sztuki – mówi Zofia Kamińska-Rózga, która w Uhaniach natrafiła na identycznie wyglądające napisy, które, jak stwierdzili specjaliści, należą do Jana Wolffa. Kamieńska-Rózga jest pewna, że w Radzyniu Podlaskim i nawet w Czemiernikach, gdzie obecnie konserwuje, w kościele znajdują się prace wykonane przez jego grupę.
Jan Wolff, był czołowym muratorem ordynacji zamojskiej. To on ze swoimi ludźmi ozdobił wnętrza wielu kościołów i kaplic.
Na tropie
Teraz konieczne są w radzyńskiej kaplicy pełne prace konserwatorskie. Należy zrobić tam dokładne badania oraz przeprowadzić kwerendę historyczną. – Przydałoby się znaleźć archiwalne zdjęcia kaplicy. Może odkryjemy też malowidła na sklepieniach i między kasetonami? – zastanawia się Kamińska-Rózga. – Praca konserwatora polega to też detektywistyczne dochodzeniu.