- W warunkach dominacji pieniądza i prywatnego interesu praktycznie bez kontroli urbanistycznej powstają dziś twory będące zaprzeczeniem racjonalności i troski o miasto, o człowieka - rozmowa z Romualdem Dylewskim, autorem pierwszego po wojnie planu rozwoju miasta Lublina (1959 r.). Wywiad został opublikowany w Roczniku Lubelskim T. XLIV (Polskie Towarzystwo Historyczne, Oddział w Lublinie)
• W jakich okolicznościach rozpoczął Pan swoją praktykę urbanistyczną?
– Bezpośrednio po ukończeniu studiów, w maju 1952 r., mimo że miałem niezłe szanse pracy w Krakowie, próbowałem szukać jej w Warszawie. Słynne BOS – Biuro Odbudowy Stolicy – przekształcone w międzyczasie w BUW – Biuro Urbanistyczne Warszawy. Przyjęto mnie tam, zamieszkałem w Warszawie.
Pod koniec czwartego roku pracy w BUW dostałem propozycję przeniesienia do Lublina, a właściwie dłuższej, kilkuletniej delegacji służbowej, aby „zrobić tam plan rozwoju miasta” i „zorganizować pracownię urbanistyczną miasta Lublina”.
Było to rzeczywiście pierwsze samodzielne (jako głównego projektanta) i do tego prestiżowe zadanie urbanistyczne. Efekt tej pracy – plan ogólny rozwoju Lublina – zaliczam do najbardziej znaczących osiągnięć, jakie w następnych latach udało mi się uzyskać… Pierwszy sporządzony też w nowo utworzonej pracowni urbanistycznej i pierwszy zatwierdzony po wojnie (i nagrodzony przez resort) plan rozwoju Lublina.
• Jak rozpoznał Pan to miasto po przyjeździe wówczas?
– Jak rozpoznałem to miasto? Mówiąc prawdę, nigdy nie zrywałem z nim kontaktów, choćby przez fakt, że dosyć często przejeżdżałem przez Lublin w drodze do Łęcznej, gdzie mieszkali moi rodzice. Teraz jednak musiałem na nie spojrzeć profesjonalnie, miałem przecież robić plan jego rozwoju… Myślę, że szczególnym doznaniem było dostrzeżenie i docenienie rzeźby terenu, która jest naturalnym środowiskiem znacznej części miasta – malownicze wąwozy, suche doliny, wzgórza poprzecinane dolinami cieków, piękne, choć w obszarze miasta znacznie zdewastowane, doliny rzek…
Wszystko to wyznaczało w mojej wyobraźni kształt przyszłej rozbudowy, niezwykły potencjał przestrzenny, choć niełatwy do odpowiedniego wykorzystania. Doznaniem zupełnie innej natury było stwierdzenie niemal kompletnego braku materiałów wejściowych do planu, zwłaszcza geodezyjnych, map, odpowiednio szczegółowych dla udokumentowania środowiska, jak też – w ogóle – zagospodarowania miasta… Były to zatem konkretne – i bardzo utrudniające pracę – przeszkody w realizacji postawionego zadania.
• Jednym z wyznaczonych Panu zadań było utworzenie pracowni urbanistycznej. Jak wyglądała praca codzienna pracowni?
– Ku mojemu zaskoczeniu, gdy po przyjeździe przyszedłem po raz pierwszy do Urzędu Miasta, okazało się, że pracownia miejska już w Lublinie istnieje. Miała charakter tymczasowy, ale istniała… Tych kilka (chyba 6) osób zatrudnionych na etatach to byli profesjonalni architekci, ale praktycznie bez doświadczeń urbanistycznych. Na kształt rodzącej się koncepcji miało wpływ głównie kilka czynników.
Po pierwsze: koncepcję starano się ściśle wpisać i dostosowywać do uwarunkowań ekologicznych, ukształtowania terenu, nie odwrotnie (jak to jeszcze do dziś się zdarza).
Po drugie: zagospodarowanie terenu, tj. rozpoznanie dotychczasowej struktury funkcjonalno-przestrzennej w specyficznych warunkach miasta.
Po trzecie: tzw. wytyczne nadrzędne. Istniały materiały statystyczne i prognozy demograficzne. Mówiły one o niezwykle dużej dynamice rozwoju Lublina.
Lublin należał wówczas do najszybciej rozrastających się wielkich miast polskich (bezpośrednio po wojnie liczył ok. 100 tys. mieszkańców, w roku 1959 – nieco ponad 150 tys., a prognozy na horyzont planu, tj. na rok 1980, zakładały wzrost do ok. 300 tys.). Jedną z dominujących obok przemysłu funkcji miastotwórczych miały być szkoły wyższe.
Po czwarte: lokalne wytyczne urbanistyczne. Była to jedna kartka maszynopisu z kilkoma sugestiami „do opracowań urbanistycznych miasta Lublina” i zaleceniem, aby się nimi „w miarę możności” kierować. Myślę, że sporządzono je w konsultacji z Bolesławem Bierutem - sprawiały bowiem wrażenie, że autor musiał osobiście przeżyć to miasto, jego problemy.
Po piąte wreszcie: to przykłady światowe. Odegrały one poważną rolę w formowaniu struktury ówczesnego planu rozwoju Lublina. Wśród tych przykładów szczególnie fascynowały nas nowe miasta brytyjskie, które powstawały w tych czasach, budząc światowe zainteresowanie.
Miasto miało się rozwijać organicznie od Starego Miasta i historycznego centrum, tworząc na ich bazie główny ośrodek centralny.
Doliny rzek Bystrzycy, Cechówki i Czerniejówki kształtowały podstawę struktury krajobrazu miasta, spajały, ale zarazem wyznaczały jego nowe dzielnice. Wskazano w ten sposób sześć dzielnic, zachowując ich tradycyjne nazwy: Wieniawa, Rury, Czechów, Kalinowszczyzna, Bronowice i Dziesiąta. Każda z tych dzielnic miała być wyposażona w swoje dzielnicowe centrum usług, tworząc w ten sposób względnie samodzielne „miasteczka w mieście”.
Dzielnice miały się składać z osiedli wyposażonych w kompletne zestawy usług podstawowych tworzonych możliwie zgodnie z kształtem terenu, na wzgórzach. Oddzielały je tereny zboczy i suchych dolin mieszczące zieleń rekreacyjną bądź ulice tranzytowe.
Każdą z dzielnic, a tym bardziej osiedla, wyznaczano w wielkości pozwalającej na ich funkcjonowanie w granicach dojścia pieszego. Zasada „skali człowieka”, wiodąca w planie i względnie konsekwentnie stosowana była podstawowym wyznacznikiem planowania i struktury miasta.
Adaptowano powstałe wcześniej we wschodniej i południowej części miasta dwie dzielnice przemysłowo-składowe (Tatary i Wrotków), dodając dla zbilansowania potoków ruchu dwa mniejsze zespoły przemysłowe na zachodzie oraz na północy (Helenów i Bursaki). Doliny rzek, powiązane z nimi suche doliny i podmiejskie lasy miały tworzyć zarazem kręgosłup systemu ekologicznego miasta.
Na jego południowo-zachodnim krańcu, w dolnym odcinku Bystrzycy, realizując wytyczne (i wykorzystując od dawna przygotowywaną koncepcję mgr. Kazimierza Bryńskiego z UMCS), zlokalizowano zalew. Wspierają go dwa kompleksy leśne – Zemborzyce i Stary Las, tworząc węzłową bazę systemu ekologicznego. Wspomagać go miał wielki park wyżynny w północno-zachodniej części miasta, zlokalizowany na obszarze opuszczanego przez wojsko poligonu, powiązany systemem suchych dolin z doliną rzeki Cechówki – Górki Czechowskie.
Doliny rzek miały pełnić głównie funkcje terenów otwartych, rekreacji, z kulminacją kulturową i mniejszą wodą – „stawem” – na obszarze byłego Stawu Królewskiego w rejonie Zamku. Całość była powiązana systemem ulic. W skali planu ogólnego wyróżniono dwa ich typy: ulice miejskie i arterie tranzytowe, szybkiego ruchu. Pierwsze miały łączyć bezpośrednio obszary strukturalne, były obudowywane i wyznaczane tradycyjnie, na ogół grzbietami wzgórz.
Drugi typ – ulice nieobudowywane ze względu na uciążliwość hałasu były lokowane w szwach zieleni dolin. Miasto miało funkcjonować w oparciu o transport publiczny – trolejbusy, autobusy (samochody prywatne do wykorzystania wyjątkowego).
W osiedlach i dzielnicach mieszkaniowych oraz w centrum uprzywilejowane miały być układy ruchu pieszego. Zakładano też, że całe miasto obsługiwane będzie równolegle ruchem rowerowym. Rozważano również wprowadzenie tramwaju, szybkiej kolei miejskiej, w końcu jednak odłożono jej realizację na dalszą perspektywę.
Plan został opublikowany w „L’Achitecture d’aujourd’hui” i wyróżniony pierwszą nagrodą ministra.
• Dzielnica Rury mieszcząca zespół osiedli Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej jest unikatowym zespołem urbanistycznym w tkance urbanistycznej Lublina. Z czego wynikał projekt siedmiu osiedli?
– Odrodzenie spółdzielczości mieszkaniowej było jedną z pozytywnych wartości, jakie niosła ze sobą „odwilż” polityczna roku 1956. W Lublinie znaleźli się ludzie, którzy podjęli tę ideę z dużym zaangażowaniem, wręcz z entuzjazmem. Jednym z nich był Stanisław Kukuryka wybrany na prezesa powstałej w kwietniu 1957 r. Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
Koncepcja na spółdzielczą dzielnicę mieszkaniową na Rurach była szczegółowa. Podstawą był teren, jego ukształtowanie. W ten sposób wyznaczono 7 osiedli, bo tyle było odpowiednich wielkością wzgórz rozdzielonych suchymi dolinami. W centrum układu, na wspólnym płaskowyżu ulokowano dzielnicowe centrum usługowe. Przez środek dzielnicy, grzbietem płaskowyżu miała biec centralna ulica miejska (Zana). Od wzgórza śródmiejskiego oddziela dzielnicę Rury trasa o funkcji potencjalnie tranzytowej, biegnąca naturalną doliną, w szwie zielonym (Głęboka).
Podobnie dolinami między osiedlami przebiegają ulice poprzeczne do głównego układu (Filaretów i Wileńska). W dolinie oddzielającej z kolei dzielnicę Rury od rejonu Czuby (przewidywanego wówczas pod dzielnicę mieszkaniową w dalszej perspektywie) i na jej zboczach zlokalizowano duży park międzydzielnicowy (Park Rury), a w sąsiedniej, mniejszej dolinie – park sportowy (Globus). Teren wyznaczył więc wielkość i strukturę przestrzenną tej dzielnicy.
Pierwszym osiedlem, którego realizację podjęto, było Osiedle im. Adama Mickiewicza. Projekt architektoniczny tego osiedla Spółdzielnia zleciła arch. Feliksowi Haczewskiemu z Warszawy. Nadzór urbanistyczny nad wykonaniem projektu pełniła Miejska Pracownia Urbanistyczna. W trzy lata później wręczono klucze do mieszkań pierwszym mieszkańcom LSM (na ul. Grażyny).
Prezes Kukuryka przyjął zasadę, że dla zapobieżenia monotonii architektury zaprojektowanie każdego z osiedli będzie zlecane innemu autorowi. Tak więc następne w dzielnicy osiedle – im. Juliusza Słowackiego – powierzono do opracowania prof. Oskarowi Hansenowi – znanemu w świecie architektowi i urbaniście. W obu pierwszych osiedlach powstały w efekcie unikatowe rozwiązania architektoniczno-urbanistyczne.
Był to złoty okres nie tylko dzielnicy Rury w Lublinie, ale także całej urbanistyki polskiej. Jeszcze tylko Osiedle Piastowskie zbudowano w oparciu o indywidualnie opracowane w Warszawie, ale w Lublinie już tylko powtórzone projekty budynków.
W pozostałych osiedlach, choć powstawały na szczególnie atrakcyjnych, południowych stokach wzgórz, tuż przy parku, musiały być zastosowane wyłącznie ogólnokrajowe projekty typowe, produkowane fabrycznie. Skończy się próby walki z szablonem, próby poszukiwania własnego oblicza.
• Jak ocenia Pan realizację projektu miasta z 1959 r. i jak postrzega Pan to, co się dziś dzieje w urbanistyce Lublina?
– Główne założenia koncepcji planu miasta Lublina z 1959 r. są do dziś aktualne. Przetrwały nawet tak dramatyczne i destrukcyjne wydarzenie, jakim było w 2004 r. unieważnienie dotychczasowych planów miejscowych.
Istotnym elementem struktury planu z roku 1959, którego realizacja jest poważnie zagrożona, jest natomiast teren Górek Czechowskich, gdzie na miejscu opuszczanego przez wojsko poligonu, w pięknym krajobrazie suchych dolin i wąwozów miał powstać wielki, półnaturalny, ogólnomiejski park. O kontrastowym przyrodniczo i krajobrazowo w stosunku do rejonu zalewu w Zemborzycach charakterze.
Nabycie tego terenu od wojska przez prywatną firmę było zaskoczeniem i stało się realnym zagrożeniem planowanej perspektywy. Sprawa właśnie się toczy. W każdym razie do dziś zapis pierwotnego planu jest aktualny, a jego naruszenie byłoby nieodwracalną stratą dla warunków ekologicznych, krajobrazowych i kulturowych miasta. Obniżyłoby to stopień atrakcyjności Lublina, z wielką szkodą dla perspektyw jego rozwoju. Zwłaszcza przy zniszczeniu przez rozrost komunikacji walorów ekologicznych doliny Czechówki i braku w obszarze miasta porównywalnych do Górek Czechowskich alternatyw.
Zastrzeżenia, niestety, budzi też znaczna część tkanki, która coraz bardziej wypełnia ogólną strukturę miasta. W warunkach dominacji pieniądza i prywatnego interesu praktycznie bez kontroli urbanistycznej powstają też twory będące zaprzeczeniem racjonalności i troski o miasto, o człowieka. Obszary zabudowy niespełniającej odpowiednich potrzeb mieszkańców, zwłaszcza obsługi, wymuszające ruch samochodowy, ale przynoszące deweloperom, inwestorom zysk. Zabudowywane są przy tym tereny przeznaczone pod zieleń, parki, a nawet przestrzenie już pełniące funkcje parkowe.
Mówiąc o perspektywach w sensie społecznym, nadzieję budzi też coraz szersze i coraz głębsze włączanie się mieszkańców Lublina w dzieło budowy miasta (m.in. Forum i Rada Kultury Przestrzeni). Jest to wyrazem wzrostu świadomości obywatelskiej i dojrzewania kultury urbanizacyjnej, ale zarazem siły, z którą nie można się nie liczyć i można wiele od niej oczekiwać. Jest to też swoistym wyzwaniem dla obecnej Pracowni Urbanistycznej Miasta Lublina, aby ten potencjał społeczny w granicach możliwości wykorzystać dla podnoszenia szeroko rozumianej atrakcyjności środowiska przestrzennego Lublina.
Wywiad został opublikowany w Roczniku Lubelskim T. XLIV (Polskie Towarzystwo Historyczne, Oddział w Lublinie). Skróty pochodzą od redakcji