Kiedyś bez klimatyzacji, bez automatycznej skrzyni biegów, w niewygodnym uniformie z identyfikatorem i w czapce. Dziś w nowoczesnym wozie naszpikowanym elektroniką. A jednak nie brakuje kierowców, którzy wolą to, co było kiedyś.
Pierwsze ikarusy do Lublina trafiły na początku lat 80. Całe 20 sztuk w kolorze kości słoniowej i czerwieni. – Miały jechać do NRD, ale Niemcy stwierdzili, że biegi ciężko chodzą, a poza tym nie miały klimatyzacji – opowiada pan Mirosław, od 27 lat kierowca w MPK.
– Nasz ówczesny dyrektor załatwił je dla nas – dodaje Jan Domański, kierowca i mechanik pogotowia technicznego. W zawodzie od 30 lat. – Na tamte warunki to był prawdziwy hit. Były wytrzymałe, praktycznie nie do zdarcia. Poza tym, proste w odbudowie z bardzo małą awaryjnością.
Zdarzały się też niewypały, jak choćby włoskie fiaty. – Sprowadzono je po ikarusach, z Sycylii. Nie miały ogrzewania, więc w zimie stały w halach na zajezdni – opowiada pan Mirosław. – Nie można ich było trzymać na zewnątrz, bo zamarzłyby.
Świecić jak choinka
Teraz mamy mercedesy i solarisy. – Wiadomo, mamy XXI wiek to i wozy też muszą być na miarę naszych czasów. Szkoda tylko że drogi są takie, jak 30 lat temu – śmieje się Mirosław.
– Właśnie. I dlatego mógłbym jeździć tylko Ikarusami. Skorzystalibyśmy na ujednoliceniu taboru i wprowadzeniu samych automatów – komentuje Józef Sykut, kierowca i mechanik pogotowia technicznego od ponad 30 lat. – Najnowsze wozy mają, oczywiście, wiele zalet, o których kiedyś nie można było nawet marzyć, ale za dużo elektroniki to też niedobrze.
– Na razie jeszcze się nie psują, bo są za krótko w użyciu, no i nie było jeszcze prawdziwej zimy – dodaje Mirosław Gola, kierowca z 30-letnim stażem. –W innym wypadku tylko patrzeć, jak się zapalą kontrolki i wszystko zaczyna świecić jak choinka.
– Podstawową zaletą nowych wozów jest bezpieczeństwo pasażerów. Chodzi przede wszystkim o tzw. hamulec przystankowy. Jeżeli drzwi są otwarte, to autobus nie ruszy – tłumaczy Domański.
– Kiedyś to był poważny problem. Zdarzało się, że autobus ruszał, a ktoś zdążył w ostatnim momencie włożyć w drzwi nogę, laskę lub kulę. Kończyło się to połamanymi kończynami, a bywały też przypadki śmiertelne, bo autobus ciągnął człowieka po jezdni.
Jednak możliwość jazdy z otwartymi drzwiami miała też swoje zalety. – Kiedyś na trasie od Filaretów, przez Narutowicza do Lubartowskiej było mnóstwo zakładów pracy. Codziennie wiozłem prawdziwe tłumy. Na odcinku przy Bramie Krakowskiej nie można już było igły wcisnąć –wspomina pan Mirosław. – Wtedy otwarte drzwi były jedynym wyjściem, dzięki temu zmieściło się więcej pasażerów. Ale zdarzało się też, że ludzie po prostu je wyważali.
Jadźka
– Plusem elektroniki są też kamery i komórki. Jeśli dzieje się coś niepokojącego, mogę natychmiast zareagować, zgłosić to odpowiednim służbom – mówi pan Mirosław. – Kiedyś kierowca był zdany na siebie, co nie zawsze kończyło się szczęśliwie.
Bardziej kontrowersyjny jest komputerowy system, który niektórzy kierowcy nazywają żartobliwie Jadźka. – Kierowca musi pamiętać o zaprogramowaniu trasy na początkowym przystanku. Jeżeli zrobi to nawet kilka minut później pani, której głos informuje o kolejnych ulicach, na pewno się pomyli – śmieje się Domański.
– Ma to swoje plusy, ale kierowca zwyczajnie nie może się zagapić, bo wtedy wszystko na nic.
– Tak jak z układem hamulcowym, który nam kiedyś w zimie cały czas zamarzał. Trzeba było ręcznie pompować powietrze ze dwadzieścia razy, aż zaczął działać i przeważnie się udawało – dodaje Gola. – Teraz elektronika staje i koniec.
Ocalić od zapomnienia
Nowe mają jeszcze jedną wadę: nikt ich nie chce w muzeum.
– Ikarusy zaczynają znikać z ulic Lublina, zostało ich ok. 20. My chcemy ocalić je dla potomności. Najstarszy jest Ikarus z 1981r., który jeszcze cały czas wozi pasażerów MPK. Chcemy go jednak zaadaptować na zabytek – uśmiecha się Maciej Zyśko, wiceprezes Lubelskiego Towarzystwa Ekologicznej Komunikacji.
LTEK ma już kilka pojazdów, które cały czas remontuje: autobus Jelcz (tzw. ogórek), szwajcarski trolejbus Saurer, czeski trolejbus Skoda. – Poza tym, w zajezdni na Majdanie Tatarskim stoi nasz ikarus, autobus przerobiony na trolejbus jeszcze w Gdyni na początku lat 90. Ma nawet gdyńską rejestrację. To jedyny zachowany egzemplarz w Polsce.
Członkowie LTEK-u mają nadzieję, że pojazdy będą mogły pojawić się na lubelskich liniach turystycznych. – Te, które uda się wyremontować, będą jeździły na wzór trolejbusu ZIU-tek, który miał już swoją premierę.