Ludzie przychodzą na stanowiska, ludzie ze stanowisk odchodzą. Pozostają po nich podpisane dokumenty, zła lub dobra opinia. I
Dziennikarzy odwiedzających Biuro Prasowe w lubelskim Ratuszu wita... łopata. Kiedyś były dwie. Gdzie podziała się jedna z nich? Tego nie wie nikt. A skąd się wzięły?
Z łopatą do prasy
Narzędzia wylądowały w Biurze Prasowym. - I stały się ciekawostką. Na pewno nie jest to tak typowo biurowa ozdoba, jak przycisk ze sznurków czy słonik ciężki - śmieje się Mirosław Kalinowski, kierownik biura. - Zwłaszcza ci, którzy przychodzili do nas pierwszy raz, dopytywali się o to, skąd wzięły się tu łopaty. A ileż to osób chciało je pożyczyć! Głównie dziennikarze. Zawsze odmawialiśmy.
Ale z dwóch łopat została tylko jedna. - Dlaczego? Nie wiem. Może ktoś pilnie potrzebował takiego narzędzia...
Armia Ludowa wciąż na topie
- W swoim gabinecie znalazłem tylko ludowe plecionki ze słomy - mówi Jarosław Zdrojkowski, marszałek województwa lubelskiego, który zajął pomieszczenie po swym poprzedniku, Edwardzie Wojtasie. - Ale w sąsiednim pokoju leżało kilka egzemplarzy biuletynu byłych żołnierzy Armii Ludowej. Część z nich dalej tam leży. Pamiętam, że jeden taki biuletyn komuś oddałem, bo nie mógł uwierzyć, że coś takiego wychodzi.
Chcieliśmy sfotografować tę broszurę. Rzecznik marszałka przetrząsnęła urząd.
Nie znalazła ani jednego egzemplarza.
Cykliniarze spadli z nieba
- Właśnie tam go znalazłam - mówi Beata Górka, która od czterech lat jest rzecznikiem uczelni. - Prawdopodobnie został po mojej poprzedniczce - dodaje.
- Może zostawił go ktoś później - zaprzecza Jadwiga Michalczyk, była rzecznik KUL. - Bo ja aniołka nie pamiętam.
Nawet, jeśli skrzydlaty drobiazg do szuflady spadł prosto z nieba, to jemu z nieba spadli robotnicy remontujący pomieszczenia uczelni. - Pewnego dnia panowie, którzy mieli cyklinować parkiet w naszym biurze, kazali powynosić wszystkie rzeczy z pokoju - opowiada Górka. - I wtedy aniołek przeprowadził się do mnie, do domu. Wisi na lampce stojącej na biurku.
Prezydenci prezydentom
- Chińskiej nie pamiętam... Ale taką z myszką, taka jakby wypalana, to tak. Tylko czy ona tam rzeczywiście została? - zastanawia się Wiesław Perdeus. - Na pewno zostawiłem po sobie zapach papierosów. Ale już zerwałem z nałogiem.
Obrazki z widokami starego Lublina do dziś wiszą w gabinecie Pawła Fijałkowskiego, zastępcy prezydenta Lublina. To również spadek po poprzedniku. - Z reguły urządzam pokój po swojemu. Ale te obrazki mają w sobie tyle ciepła. Nie ruszałem ich. Na biurku został mi też mały, sympatyczny słonik - opowiada Fijałkowski. Wcześniej w tym samym gabinecie urzędował Antoni Chrzonstowski, wtedy zastępca Andrzeja Pruszkowskiego.
Pruszkowski zostawił po sobie nie tylko skromne drobiazgi. - Zapomniał też o prezencie, który mu dałem, gdy odchodził z Ratusza - wspomina Adam Wasilewski, prezydent Lublina. - To była karafka z nalewką domowej roboty. Została u mnie w gabinecie. Po jakimś czasie zadzwoniłem do niego i odebrał swój prezent.
Wyszła wisząc
- O kurczę! Nawet nie wiedziałem, że tam wisi - śmieje się Tomasz Rakowski, dziś dyrektor lubelskiego oddziału Telewizji Polskiej. Utraty odzienia specjalnie nie odczuł. - Ta jesionka była już bardzo stara. Zdążyłem już o niej zapomnieć. Ale skoro już wiem, gdzie ona jest, to pewnie ją stamtąd zabiorę.
Sam Rakowski żadnych pamiątek po poprzedniku w TVP nie znalazł. Gabinet był pusty.
Fikus Stanu Cywilnego
Kwiatek stoi i ma się dobrze. - Lubię kwiaty, więc regularnie go podlewam - mówi Marciniak. - A jeśli zapomnę, to podlewa go sekretarka.