W „Akcencie” publikowali Paweł Huelle, Wojciech Młynarski, Wiesław Myśliwski, Ryszard Kapuściński i Tadeusz Konwicki. Swoje numery mieli Jan Lebenstein, Jerzy Duda-Gracz i Zdzisław Beksiński.
– Roztocza. Szczebrzeszyn i Zwierzyniec to są moje rodzinne strony. I ulubione miejsca do dziś. Ojciec był lekarzem weterynarii, pracował w powiecie lubartowskim, więc pierwsze lata dzieciństwa spędziłem w rejonach Firleja. Ale często na Roztocze jeździłem do dziadków. To były najcudowniejsze chwile...
• Kiedy przeprowadziliście się do Lublina?
– W 1963 roku. Mama studiowała farmację. W czasie studiów miała przerwę, urodziła mnie i moją młodszą siostrę Lucynę, później wróciła na studia. Pamiętam mieszkanie przy ul. Orlej. Chodziłem do szkoły podstawowej nr 13 na ul. Narutowicza. Z Orlej pamiętam nieistniejącą już piekarnię i jeden z ostatnich postojów dorożek w Lublinie. Na Orlej do dziś mieszka moja mama i tam się zrodziła koncepcja pierwszych „Akcentów”. Dla młodych pisarzy to było miejsce, do którego się przychodziło.
• Jak to się wszystko zaczęło?
– Zaczęło się od serii książek poetyckich, które przygotowałem do druku. Było ich 21. W latach 1977–79 ukazały się trzy serie Lubelskich Prezentacji Poetyckich. Tam debiutowali lub wydali swoje kolejne książki Dominik Opolski, Krzysztof Paczuski, Waldek Dras czy ks. Wacław Oszajca. W „Kamenie” zaczął się ukazywać dodatek młodoliteracki zatytułowany: „Źródła”, który też redagowałem. W 10 numerze napisałem tekst, który zakończyłem zdaniem, że lubelskiej literaturze potrzebny jest nowy akcent. Ale słowo akcent nie było jeszcze wtedy ujęte w cudzysłów.
• Co było dalej?
– Najpierw ukazał się almanach literacki zatytułowany „Akcent”. Nie mając zgody na wydawanie czasopisma, zastosowaliśmy taki chwyt, że w książkowym wydawnictwie zrobiliśmy 4 tomy almanachów. Wszystkie datowane na rok osiemdziesiąty.
• Jak to się stało, że „Akcent” został zalegalizowany jako czasopismo?
– W lecie 1981 roku wybrałem się do Ministerstwa Kultury. Rozmawiałem z ówczesnym ministrem kultury, którym był Józef Tejchma. Pokazałem mu 4 tomy almanachu i powiedziałem, że chcemy w Lublinie utworzyć czasopismo literackie. Powiedział: Wie pan, przecież widzę, że czasopismo już jest. Dostaliśmy numer indeksu, cenzura w Lublinie to
przełknęła.
• Cenzura uważnie was czytała?
– Przypomnę jeden epizod związany z cenzorem, który nazywał się Świca. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych zdjął nam tekst Andrzeja Bursy. Chyba za zdanie: „Świdrują przestrzeń oczka chińskie”, wyraźnie wskazujące na Lenina. Ten cenzor – jak to się mówiło – wybrał wolność, wyjechał do Anglii. Nadawał felietony w radiu BBC. Tam wspomniał, że musiał zdjąć nieznany wiersz Bursy. Później żartowaliśmy, że Świca złapał bakcyla wolności, bo czytał „Akcent”. I teraz cenzura będzie co kwartał zmieniać nam cenzora, żeby następny się nie zaraził i nie uciekł.
• Z „Akcentem” cały czas jest związany ks. Wacław Oszajca, jeden z najwybitniejszych poetów polskich. Skąd tak silna więź?
– Tu debiutował, dziś jest w radzie programowej Wschodniej Fundacji Kultury Akcent. Przyjaźnimy się. Ceni „Akcent”, szanuje. Prawdopodobnie po prostu czuje, że to jest środowisko i ludzie, którzy w pełni odpowiadają jego wrażliwości i jego światopoglądowi. Jego sposób myślenia o świecie pokrywał się z naszym.
• Tak było w wypadku wielu pisarzy?
– Pierwszy przykład z brzegu. To u nas fragmenty wspaniałego „Traktatu o łuskaniu fasoli” drukował Wiesław Myśliwski. W najbliższym numerze „Akcentu” będziemy publikować fragmenty nowej książki Hanny Krall. Książka ukaże się wiosną przyszłego roku, ale już w grudniu będzie można spotkać się z nią w „Akcencie”. Jakoś odpowiada im system wartości, który jest w „Akcencie” czytelny.
• Jaki to system?
– Redagowanie „Akcentu” jest oparte na przekonaniu, że próbujemy w ten sposób opowiadać na pytania, które stawiamy światu. Człowiek jest młody dopóty, dopóki jeszcze stawia pytania. A pismo jest narzędziem i sposobem znajdowania odpowiedzi. Masz wtedy kogoś, kto może ci towarzyszyć w poszukiwaniach. Masz autorów, których zapraszasz do współpracy i czytelników, którzy pragną kontaktu.
• Poświęcasz „Akcentowi” życie i zdrowie. Co na to żona?
– Ma sporą cierpliwość. Miała ją jako młoda dziewczyna, kiedy do naszego domu przychodziły tłumy ludzi, a my mieliśmy malutkie dziecko. Bardzo ją za to cenię i szanuję. Redaguję „Akcent”, pracując jednocześnie na UMCS, jestem przeciążony, żona to moje przeciążenie znosi. I nie mamy poczucia, że nam coś w życiu umyka, bo lubimy jeździć po całym świecie i mamy swoje miejsce na Roztoczu.
• Tam ładujesz akumulatory?
– Tak można powiedzieć. To jest miejsce, w którym nie ma przeraźliwego pędu i biegu. Mamy stary terenowy samochodzik, tak wyposażony, żeby po największych wertepach mógł jeździć. Na tyle stary, że nie szkoda go ocierać o krzaki, na tyle sprawny, że czuję się w stu procentach bezpiecznie. Mamy kajak, którym się pływa po Wieprzu, warunki do tego, żeby wnuczki mogły się pobawić, kiedy do mnie przyjadą.
• Zbudowałeś szczęśliwy dom. Od czego zależy „dobra pogoda” domu?
– Od miłości. Jak dwoje ludzi się kocha, to wszystko jest wtedy do ułożenia. W moim przypadku pogoda domu nie oznacza ciągłej sielanki. Bywają konflikty i napięcia, które trzeba rozładować. Ale potrafimy cieszyć się życiem.
• Ks. Wacław Oszajca mówi, że światem rządzi pilot i myszka. Czy komuś jeszcze potrzebne są wiersze?
– Poezja jest niezbędna do życia.
• Dlaczego?
– Uczy nieufności do świata i uczy otwartości. Poezja otwiera człowieka na świat. Jest domeną niespodzianek i zaskoczeń. Jeśli jesteś otwarty na świat i jego doświadczanie, u dobrego poety zawsze coś dla siebie znajdziesz. Czytasz poezję, jesteś bogatszy i odporniejszy na to, co płynie ze świata.