- Śpiewałem piosenki. Brat poznał się na moich zdolnościach w pozyskiwaniu nagród i "organizował" mi udział w kolejnych konkursach - mówi Włodzimierz Wysocki, zastępca prezydenta miasta Lublin
- Mój ojciec był prawnikiem, pracował w Teatrze Osterwy. W związku z tym uczestniczyłem w zabawach organizowanych dla dzieci pracowników. Występowałem w spektaklach na scenie. Uczestniczyłem też w konkursach recytatorskich i piosenkarskich.
- Śpiewał pan piosenki?
- Tak. Brat poznał się na moich zdolnościach w pozyskiwaniu nagród i "organizował" mi udział w kolejnych konkursach.
- Teatr był w domu ważny?
- Pamiętam rodziców wybierających się na kolejne premiery, rozmowy o spektaklach... To zapadło w pamięć.
- Pytam, bo dziś pana ukochanym dzieckiem jest Stary Teatr
przy ul. Jezuickiej.
- Owszem jest, choć przecież nie jedynym...
- Kiedy został pan prezydentem "od kultury", postawił pan na odbudowę najstarszego po Starym Teatrze w Krakowie budynku teatralnego w Polsce. To było męskie wyzwanie? Zawziął się pan?
- Dla mnie było oczywiste, że musi być odbudowany. Postanowiłem przeciąć dotychczasową niemożność. Na początku wydawało się, że będzie to stosunkowo proste. Komplikacje pojawiły się później.
- Jakie?
- Okazało się, że są na ten cel zarezerwowane pieniądze, ale praktycznie nie da się ich wykorzystać w wymaganych terminach. Rozpoczęła się walka, żeby jak największą część tych środków spożytkować.
- Udało się?
- Udało się stworzyć taką koncepcję remontu teatru, która umożliwiła etapowanie prac. Inwestycja ruszyła. Cały czas trzeba pozyskiwać kolejne środki na remont. Uważam, że powinny to być głównie środki zewnętrzne.
- W lutym minęły dwa lata pańskiej prezydentury. Stary Teatr ma nowe fundamenty, w podziemiach są przygotowane pomieszczenia na magazyny, ściany zostały wzmocnione. Teraz kolej na remont unikatowego sklepienia, dach i restaurację wnętrza. Co będzie, jak Włodzimierz Wysocki zostawi teatr i będzie chciał zostać europosłem?
- W wyborach, które odbywają się w tym roku, ja nie startuję. Nie zostawiam więc spraw, które zacząłem, co nie znaczy, że będę się nimi zajmował zawsze.
- A miał pan już taki moment, żeby zostawić kulturę i urząd? Bo szkoda rodziny, zdrowia?
- Taką refleksję miałem niejeden raz. I pewnie będę miał w przyszłości. Mam też drugą refleksję. Że gdyby to zostawić, czułbym niedosyt. Miałbym poczucie niespełnienia. Sprawiłbym zawód innym. To, co robię, robię z zespołem.
- Rządzi pan kulturą w mieście. Czy zdarzyło się panu, że Janusz Palikot próbował wpłynąć na pana politykę kulturalną?
- Myślę, że jestem dość dobrze znany z wrodzonej odporności na wpływy. Nie przypominam też sobie, żeby Janusz Palikot próbował oddziaływać na mnie w jakiejkolwiek konkretnej sprawie, należącej do moich kompetencji .
- Czy nie ma pan wrażenia, że władze Lublina preferują działalność ludzi związanych z Centrum Kultury?
- Nie wiem skąd mogłaby pochodzić taka opinia. Twórcy z kręgu Centrum Kultury realizują różnorodne projekty, kilka ważnych festiwali, Noc Kultury, Jarmark Jagielloński. Wymagają one zapewnienia środków i istotnego wsparcia ze strony władz miasta.
- Pana drugi pomysł to przekształcenie dawnych warsztatów samochodowych przy Długosza w kompleks kultury.
- Oba projekty rewitalizacji wspomnianych miejsc są bardzo potrzebne Lublinowi. Nie potrafię powiedzieć, który z nich jest ważniejszy. Remont Teatru Starego to wyjście z kręgu wieloletniej niemocy. Natomiast warsztaty samochodowe już działające jako Warsztaty Kultury są przestrzenią o praktycznie nieograniczonych możliwościach.
- I znów dostało to miejsce Centrum Kultury.
- Ktoś tam musi gospodarzyć. To miejsce będzie otwarte na różnorodne inicjatywy: spektakle, koncerty, wystawy. Już działa tam Robert Kuśmirowski, będą przyjeżdżać młodzi ludzie, będzie można oglądać, co stworzą.
- Czy gdyby Czechowicz żył dzisiaj i poszedł po dotację do Włodzimierza Wysockiego, coś by dostał?
- Miasto wsparło wydanie poezji Czechowicza, także w wersji angielskiej. Nie wchodzi w grę dyskryminowanie bardziej tradycyjnych działań artystycznych. Wspieramy konkursy poetyckie organizowane przez Stowarzyszenie Pisarzy Polskich.
- Kiedy pan napisał pierwszy wiersz?
- W szkole podstawowej.
- Na 50. urodziny śpiewał pan swoje wiersze?
- Jeden, resztę śpiewali różni artyści.
- Czy dziś, jako prezydent, zaśpiewałby pan swoje teksty na wieczorze poetyckim?
- Wolę o tym nie mówić publicznie, bo być może ktoś by mi to zaproponował.
- Pisze pan nadal?
- Tak. Ostatnio kołysanki dla dwóch swoich córeczek.
- Czy pan wie, że pan pisze dobre wiersze?
- Gdybym miał przekonanie, że są marne, to pewnie bym nie pisał. Ale to moja subiektywna opinia.
- Wyda je pan?
- Zobaczę.
- Jak prezydent odpoczywa od kultury?
- W ogrodzie z łopatą i w domu z piłą elektryczną, np. przy robieniu mebli. Lubię coś zaprojektować, wykonać, a potem na to patrzeć i z tego korzystać.