Przewodniczący Parlamentu Europejskiego zaapelował, aby nie przysyłać do Brukseli zrzędzących wujków. Ciekawe – dlaczego? Czyżby we władzach unii potrzebni byli jedynie entuzjastycznie klaskający klakierzy? A może bierni, mierni – ale wierni wazeliniarze? Z pewnością byliby dla unijnych biurokratów o wiele bardziej wygodni. Ale dla nas? Chyba nie.
Skoro już mamy jedynie trzech przedstawicieli naszego regionu wyekspediować do europarlamentu – to stanowczo powinni tam mieć odwagę, jeśli nie zrzędzenia – to grzecznego, acz stanowczego sprzeciwu. I to zawsze, gdy tylko pojawią się propozycje niekorzystnych dla nas rozwiązań. Tacy, którzy będą pamiętać, że siła Europy bierze się z jej różnorodności i będą zrzędzić, gdy eurokraci zechcą nam narzucać konieczność dostosowania się do ich wzorców.
Nie potrzeba nam reprezentantów krótkowzrocznych, nie dostrzegających, że tak naprawdę jesteśmy bogatym regionem. Owszem, nie mamy tu wielkich złóż ropy i gazu, ale malutkie złoża mamy i węgiel mamy. Mamy też zakłady azotowe i cementownie. I może tyle nam akurat do szczęścia wystarczy?
Naszym bogactwem są bowiem skarby naszej przyrody. A dobrą jakość życia, w dobrym, naturalnym otoczeniu wielu chciałoby kupić za małe pieniądze. Czy warto jednak przehandlować nasz rustykalny krajobraz? A jeśli tak – to za co?
Nie potrzeba nam też ambitnych politykierów, poddających się łatwo blichtrowi złudnych osiągnięć cywilizacji. Potrzeba nam wujków zrzędzących, że ich i nasze żołądki źle reagują na wielkoprzemysłowe, chemicznie modyfikowane przysmaki. Czy nie mamy prawa zostawić sobie swojskich jogurtów i serków? Czy musimy zamykać nasze mleczarnie, aby otworzyć rynek dla zachodnich producentów żywności?