Jedna edycja Wojewódzkiego Charytatywnego Turnieju w Piłce Halowej to kilkanaście tysięcy złotych dla chorego dziecka. - Wiadomo, że my za takie pieniądze życia nie uratujemy, ale narobimy takiego szumu, będzie tak głośno, że później z 1 proc. odpisywanego od podatku dzieciak nie dostanie 5, tylko 40 tysięcy - mówi Artur Banasik, organizator turnieju, zwycięzca plebiscytu Człowiek Roku 2016 w kategorii Zwykły Bohater.
• Jak to wszystko się zaczęło?
- Organizacja pierwszego turnieju to trochę dziwna sprawa. W ogóle tego nie planowałem, kolega mi powiedział, że naszemu znajomemu urodziło się dziecko z bardzo poważną wadą: nie miało rączek. Usłyszałem: „słuchaj, działasz w sporcie, może byś coś zorganizował”. To był 2006 rok, trenowałem wtedy w Motorze Lublin.
• Udało się?
- Udało się zebrać 8 tys. zł. Uważam, że to dobrze jak na tego typu przedsięwzięcie. Ale nie tylko zebrane pieniądze są ważne, równie istotna była atmosfera, zaszczepienie w młodych ludziach chęci pomocy.
• Jaki wpływ na pana miało wydarzenia z 2010 roku?
- Wypadek, który wówczas przeżyłem, nie miał znaczenia. Charytatywne turnieje organizowałem już wcześniej. Niektórzy pewnie myślą, że ja właśnie dlatego zająłem się pomocą chorym dzieciom, to nieprawda. Wiem, że często u osób, które mają problemy ze zdrowiem, pojawia się taki mechanizm, że chcą pomagać innym. Nie widzę w tym nic złego, ale w moim przypadku to tak nie działa. Ja po prostu zostałem tak wychowany, że trzeba pomagać. Wypadek miał na mnie wpływ, ale innego rodzaju. Spędzając wiele czasu na szpitalnych korytarzach, spotkałem dużo chorych osób i zacząłem bardzo emocjonalnie podchodzić do tych, którym pomagam. Po prostu się przywiązuje do tych dzieciaków, choć wydaje mi się, że raczej nie powinienem.
• Turniej trwa dwa dni, biorą w nim udział 32 drużyny, jak to się udaje zorganizować?
- To prawda, że turniej jest bardzo rozbudowany, ale działa przy nim mnóstwo dobrych dusz. Ktoś dostarczy wędlinę na kanapki, ktoś bułki, ktoś pomoże i zawsze jakoś udaje się to zorganizować. Myślę, że o skali przedsięwzięcia i jego randze świadczyć może to, jak wyglądają zapisy. Zainteresowanie jest takie, że już po 40 godzinach mamy zapełnioną listę i otwieramy rezerwową.
• Kto korzysta z pieniędzy przez pana zebranych?
- Organizator turnieju nie zbiera pieniędzy, żeby była jasność, to tak nie działa. Warunkiem uczestnictwa naszej drużyny jest pokazanie dowodu wpłaty na dany numer konta. Dopiero, gdy wiemy, że pieniądze trafiły do potrzebującej osoby, zgadzamy się na uczestnictwo, sami nawet nie widzimy tych pieniędzy. Co do zasady, poprzez turniej chcemy pomóc chorym dzieciom. Tylko raz się z tego wyłamaliśmy, kiedy trzeba było pomóc Kubie Bielakowi, studentowi z Lublina. To była jedyna osoba dorosła, której pomagaliśmy.
• Jakie przeszkody napotyka pan podczas organizacji turnieju w piłce halowej?
- Na pewno kilka rzeczy powinno ulec zmianie. Nie mogę zrozumieć finansowania niektórych spraw, np. urząd wydaje 30 tys. zł na jakieś niekoniecznie potrzebne badania. Jakbym ja dostał 30 tys. zł, to organizując imprezę uzbierałbym 10 razy więcej. My na organizację dostajemy od sponsorów 1500 zł, a i z tym czasem są problemy. Trzeba się dopominać, dopraszać, niektórzy urzędnicy nie rozumieją, jak działamy, boją się, że tu są jakieś finansowe nieścisłości, przekręty, a przecież nasz turniej to sprawa całkowicie transparentna i banalna, jeśli chodzi o organizację. Nie mówię, żeby nas finansować zupełnie, my sobie poradzimy, wystarczy nam pomóc, chociażby w zakupie nagród dla zawodników. Uważam, że turniej takiej rangi, największy tego typu na wschodzie kraju, z patronatami najważniejszych instytucji w regionie, powinien być na stałe wpisany w kalendarz imprez sportowych.
Na szczęście pozytywne aspekty turnieju to rekompensują.
• Na przykład?
- Choćby niesamowita atmosfera wśród zawodników i kibiców. Nieważne, czy Avia, czy Motor, wszyscy podchodzą do siebie z sympatią i szacunkiem, nie ma żadnej niechęci jednych do drugich. Bardzo motywujące są dla mnie zachowania zawodników, zwłaszcza, gdy dochodzi do takiej sytuacji, gdy po przegranej 0 do 6 piłkarze danej drużyny mówią, że za rok zagrają jeszcze raz.
• Nie męczy pana praca nad organizacją turnieju?
- Ciężko jest przed samym turniejem, gdy mamy mnóstwo pracy, a ja dużo rzeczy staram się robić samemu, tak jest po prostu łatwiej, ludzie mnie znają i często szybciej mogę coś załatwić. W pewnym momencie pojawia się również ból fizyczny, później dwa tygodnie odpoczynku i jestem gotów do dalszej pracy. Najgorszy jednak jest moment, gdy otrzymuję mnóstwo maili z prośbami o pomoc i coś trzeba wybrać. Wydaje mi się, że w pewnym sensie przydatne jest moje doświadczenie zawodowe. Przepracowałem 17 lat w dużej korporacji i o ile samą pracę niezbyt dobrze wspominam, to myślę, że jednak sporo się tam nauczyłem.
• Ktoś panu pomaga?
- Zwykle do organizacji angażuje się 5 wolontariuszy.
• Ile zwykle udaje się zebrać podczas turnieju?
- Różnie, zwykle kilkanaście tysięcy. Wiadomo, że my za takie pieniądze życia nie uratujemy, ale narobimy takiego szumu, będzie tak głośno, że później z 1 proc. odpisywanego od podatku dzieciak nie dostanie 5, tylko 40 tysięcy.
Człowiek Roku
Artur Banasik zwyciężył w plebiscycie Dziennika Wschodniego Człowiek Roku 2016 w kategorii Zwykły Bohater. Kandydat uzyskał 935 punktów. W pozostałych kategoriach zwyciężyli: Grzegorz Dębiec - prezes firmy Transhurt (Biznes), Paweł Adamiec - fotograf, autor cykli fotografii „Królowie lubelscy” oraz „Królowie nadbużańscy” (Kultura) oraz Marta Włosek prezes Fundacji Na Rzecz Ochrony Praw Zwierząt EX LEGE (Działalność Społeczna). Nagroda kapituły plebiscytu przyznana została Barbarze Skowronek, pełniącej funkcję sołtysa w miejscowości Nowy Staw.