Franka ktoś podrzucił pod drzwi schroniska. Księżniczka, Matylda i Czesio mieli mniej szczęścia, bo trafili wprost na ulicę. Teraz wszyscy są razem. Księżniczka się odchudza, Czesio czeka na operację, a Matylda wspomina Dworzec PKS.
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować
Księżniczka, Czesio, Matylda i Franek to tylko niektóre z 50 egzotycznych zwierzaków przywiezionych do miejskiego schroniska przy ul. Metalurgicznej w Lublinie. Każde z tych stworzeń ma swoją historię. I z reguły nie są to wesołe opowieści. - Ludzie zwyczajnie pozbywają się zwierząt, którymi nie potrafią lub nie chcą się opiekować - mówi Bartek Gorzkowski, pracownik schroniska, opiekujący się egzotyczną gromadką. - Kiedyś trafił do nas ptasznik. I to ten z najbardziej jadowitych. Wbrew pozorom takich gatunków jest tylko 20. Mężczyzna, który go hodował, wyjechał za granicę i zostawił pająka pod opieką swojej szwagierki. Kobieta nawet nie wiedziała, że ma do czynienia z groźnym pająkiem. Całe szczęście że nie zdążyła otworzyć pudełka…
A taki był bezobsługowy
Często ludzie nie są świadomi tego, ile problemów wiąże się z opieką nad oryginalnym zwierzakiem, który w sklepie zoologicznym wydawał się taki miły i "bezobsługowy”. - Choćby takie żółwie. Te, które kosztują kilkanaście złotych, są wielkości pięciozłotówki. Tyle że sprzedawca nie informuje kupującego, że terrarium dla takiego żółwia kosztuje 1500 złotych - mówi Gorzkowski.
A później jest problem co z takim zrobić. Część właścicieli zwyczajnie wyrzuca je wprost na ulicę. Efekt? Po Nadbystrzyckiej pełzał wąż mahoniowy, a dzielnicę LSM w najlepsze przemierzał sobie legwan.
Terapia na Wyspach
W schronisku na Metalurgicznej znają też jeszcze bardziej ponure historie. - Jesienią strażnicy miejscy przywieźli nam żółwia stepowego z wywierconymi otworami w skorupie. To barbarzyństwo, bo skorupa jest dobrze unerwiona - wspomina Bartek Gorzkowski. - Musiałem szukać dla żółwia odpowiedniego ośrodka rehabilitacji. Najbliższy znalazłem dopiero w Anglii. I to mnie utwierdziło w przekonaniu, że taki ośrodek potrzebny jest też u nas.
Teraz wszystkie zwierzaki przebywają w niewielkim pokoju. Na przystosowanie poddasza, na które można by przenieść egzotyczne okazy, potrzeba 130 tys. złotych. Schronisko chce takie pieniądze zdobyć u władz miasta. Egzotarium w obecnym kształcie już jest miejscem wycieczek dzieci z lubelskich szkół, dla których organizowane są tu specjalne lekcje.
Leguś, legwan zielony
Był ozdobą jednego z lubelskich sklepów z garniturami. Terrarium stało na wystawie. Każdy z klientów chciał sobie puknąć w szybkę. A to płochliwy zwierzak, wystawienie na widok publiczny mu przeszkadza, w naturze żyje w koronach drzew. Właściciele oddali go sami, mówiąc że nie dają sobie z nim rady. Legwan nabawił się choroby psychicznej. Przestał w ogóle jeść, stał się agresywny. Po dwóch miesiącach pobytu w schronisku już je mi z ręki. Mało tego, domaga się pieszczot.
Czesio, legwan zielony
Na Metalurgiczną trafił oddany przez właścicielkę, która doszła do wniosku, że nie jest w stanie należycie się nim opiekować. Próbowała znaleźć mu nowego właściciela, ale ludzie, którzy się zgłaszali, nie mieli bladego pojęcia o hodowli legwanów. Czesio nabawił się krzywicy przez złą dietę i brak odpowiedniego oświetlenia. Do prawidłowego rozwoju potrzebował specjalnej świetlówki emitującej promieniowanie UV A i UV B. Żarówka kosztuje 70 zł i działa pół roku.
Czesio już nigdy nie odzyska pełni zdrowia. Lampa, którą ma w schronisku, może jedynie zahamować rozwój choroby. Czym się ona objawia? Czesio ma źle wykształconą żuchwę, która jest zbyt krótka, by legwan mógł samodzielnie gryźć pożywienie. Źle wykształcony jest też ogon, w którego końcówkę wdała się martwica i najprawdopodobniej konieczna będzie częściowa amputacja.
Franek, waran stepowy
Podrzutek. Paczka ze zwierzakiem znalazła się koło drzwi placówki miesiąc temu. Zapakowany w pojemniczek jak z marketu na żywność, w miarę przyzwoicie. Był wychudzony i wyziębiony, na początku nie chciał jeść. Dostał dobre warunki, odpowiednią temperaturę i po dziesięciu dniach zaczął jeść. Teraz się dobrze czuje, jest pełen wigoru, oswaja się bardzo ładnie.
Matylda, żmija rogata
Jedna z najbardziej jadowitych żmij. - Gdyby ukąsiła, pogotowie niewiele by mogło zdziałać, choć ta żmija nie jest w ścisłej czołówce jadowitych - ostrzega pan Bartek. Niewielkie, kiepsko urządzone terrarium z Matyldą ktoś porzucił w holu Dworca Głównego PKS w Lublinie późnym latem zeszłego roku. Terrarium stało tam przez pół dnia, zanim ktoś zwrócił na nie uwagę. Pracownicy dworca zaalarmowali mundurowych, ci zaś wezwali fachowców ze schroniska dla zwierząt.
Brat PIT, wąż mleczny
W sierpniu zeszłego roku błąkał się bez celu w okolicy III Urzędu Skarbowego przy ul. Narutowicza. Przerażeni ludzie uznali, że to bardzo groźny wąż i wezwali straż pożarną. Ktoś z przechodniów zdobył się wcześniej na odwagę i nakrył gada miską. Prosto z ulicy wąż trafił do schroniska. - To cwaniak - śmieje się Gorzkowski. - Jest tak samo ubarwiony, jak najbardziej jadowity wąż w swoim środowisku i to w Meksyku daje mu nietykalność. Tak naprawdę to on tylko udaje jadowitego. Kąsa, ale nie może zrobić nic złego.
Księżniczka, żaba rogata
Wygląda jak… kupa z oczami. Zaczęło się od telefonu spod hipermarketu Leclerc przy Zana w sprawie błąkającej się wyjątkowo groźnej ropuchy. Okazało się, że wcale taka groźna nie jest. - Całkiem okazały żabol. Właściciele musieli go przekarmiać, bo ma sporą nadwagę. Jest w trakcie kuracji odchudzającej - mówi jej opiekun. Przysmak żaby to karaczany. - Czyli karaluchy. Bardzo czyściutkie stworzenia, nie zjedzą niczego nieświeżego.
W naturze żaba rogata woli jeść inne mniejsze płazy. Jest w stanie pożreć dorosłą mysz, albo o połowę mniejszego od siebie samca.
Hera, Leiurus quinquestriatus
Ciężarna samica lada dzień powije potomstwo. Znaleziona została w pustym mieszkaniu. Mężczyzna, który je wynajmował, nie płacił czynszu. Właściciel lokalu nie mógł doprosić się zapłaty. Kiedy wybrał się upomnieć o swoje, zastał tylko skorpiona. Dwunożny lokator zwiał za granicę. Okazało się, że właścicielowi mieszkania podał fałszywe nazwisko. Gatunek skorpiona, którego przedstawicielem jest Hera, nie ma jeszcze polskiej nazwy.