W poniedziałek będą zdawać polski. Potem biologię, chemię i rosyjski.
Niech nikogo nie zmyli jej subtelny uśmiech i delikatne rysy twarzy. Jana Szyłko, najmłodsza z trzech polskich dziewczyn, która przyjechała z Białorusi uczyć się w świdnickim liceum, to twarda sztuka. - Nie roztkliwiam się nad sobą, bo to nie ma sensu. Chcę być stomatologiem - mówi bez wahania. - Mój tato jest lekarzem, planuję pójść w jego ślady.
Plan awaryjny
Jej koleżanki, Oksana Zdanowicz i Weronika Żegzdryn swoją przyszłość wiążą z zawodem fizjoterapeuty. I takie studia planują na Uniwersytecie Medycznym w Lublinie. - Nie tak łatwo się tam dostać, trzeba naprawdę świetnie wypaść na maturze - przyznaje Oksana.
- Liczymy się z tym, że coś nam nie wyjdzie. Co wtedy? Filologia rosyjska! To się musi udać - śmieją się dziewczyny.
Zobaczyć Polskę
- Wahania nie było ani chwili - wspomina z zapałem Weronika. - Raduń jest malutki, tam dla Polaków nie ma żadnej przyszłości. A ja całe życie marzyłam o studiach w Polsce.
- Na Białorusi można ciężko pracować całe życie i nic z tego nie mieć - dodaje, jak zawsze konkretna, Jana.
Tylko Oksana nie była pewna, czy naprawdę chce jechać do Polski. - Nigdy wcześniej nie wyjeżdżałam z Radunia. Nie rozstawałam się z rodzicami. Taka córeczka tatusia. Ale on powiedział: Jedź. Tam będziesz miała perspektywy, coś osiągniesz.
Było ciężko
- Fatalnie czytałam, niemal jak w podstawówce. Miałam problemy z ortografią - wspomina Jana.
Oksana dodaje, że o zgłaszaniu na lekcji nie było mowy. - Bałam się odezwać w sklepie.
Kiedy wracają myślą do początków, mówią o kompleksach, niepewności, smutku i tęsknocie. I zdecydowaniu: zostajemy.
- Nawet przez chwilę nie pomyślałam, żeby wrócić do domu. Przecież miałam swój cel: studia - wspomina Weronika.
- Nie, nie - kręci przecząco głową Jana. - O powrocie nie było mowy. Nie po to tu przecież przyjechałyśmy.
Ojciec dyrektor
Mówią, że pierwszy rok był trudny, bo tęskniły i wtapiały się w Polskę.
Drugi wspaniały, bo pełen wrażeń; pierwsze przyjaźnie i sympatie. Wreszcie
poczucie, że są u siebie.
A trzeci? - O, trzeci to już tylko nauka i nauka - wzdychają dziewczyny.
Zaraz po śniadaniu siadają do książek. Żadnej taryfy ulgowej. - Nasi rówieśnicy biorą korepetycje. Jest im łatwiej choćby przez lepszą znajomość polskiego. My możemy liczyć tylko na siebie - mówią.
Trudne słowa
Boją się też "czytania ze zrozumieniem”. - Choć rozumiemy wszystko świetnie - śmieje się Weronika. - Jednak są takie słowa, które ciężko nam rozgryźć. Na próbnej maturze pojawił się "hedonizm”. Wszystkie miałyśmy z nim problem. Ale zdanie po zdaniu doszłyśmy do sedna.
Potem będzie biologia, chemia, Jana dodatkowo będzie zdawać fizykę. A na koniec: rosyjski. - Sama przyjemność - mówi Oksana. - Taki maturalny podwieczorek. Już się nie możemy doczekać.
Nie ma powrotu
- A tu wystarczy się uczyć, żeby iść dalej, coś osiągnąć. To nas mobilizuje, żeby nie odpuszczać. Bądź co bądź, od tego zależy nasze przyszłe życie... - uśmiecha się Weronika.
Dorastanie
- To było błyskawiczne dorastanie - zamyśla się Oksana. - Czy wyszło nam na dobre? Może trochę szkoda dzieciństwa?... Może dziś bym się dłużej zastanowiła, zanim bym wyjechała?
- Ale zobacz Oksana - wchodzi jej w słowo Weronika - ile żeśmy się tu nauczyły, ile doświadczyły. To nasze, nikt nam tego nie zabierze.
- Można powiedzieć, że zdałyśmy egzamin z dorosłości - kwituje krótko Jana. - Matura przy tym to pestka.