W maju 2023 r. uczniowie zdający maturę będą musieli nie tylko przystąpić do jednego egzaminu rozszerzonego, ale także zdać go na co najmniej 30 procent. – To kolejny eksperyment edukacyjny prowadzony na naszych dzieciach – oburzają się rodzice.
Dziś na maturze obowiązkowy jest też jeden wybrany przedmiot dodatkowy na poziomie rozszerzonym – jednak do niego wystarczy tylko podejść. Wkrótce ma się to zmienić.
– Od 2023 roku o zdaniu egzaminu maturalnego oprócz przedmiotów podstawowych będzie decydowało uzyskanie minimum 30 procent z jednego przedmiotu na poziomie rozszerzonym, czego do tej pory nie wymagano – zapowiedział Marcin Smolik, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej na posiedzeniu sejmowej komisji edukacji.
A to oznacza, że nowe matury obejmą absolwentów nowych zreformowanych podstawówek, którzy naukę w liceach i technikach rozpoczęli we wrześniu ub. roku.
– Jestem załamana – nie ukrywa mama ucznia jednego z lubelskich liceów, które nie należy do czołówki szkół pod kątem wyników egzaminów maturalnych. – Przez reformę oświaty moje dziecko przez dwa lata nauki w szkole podstawowej musiało przerobić materiał, który wcześniej omawiano w trzech latach gimnazjum. Robiło to kosztem swojego wolnego czasu. Teraz w trakcie nauki znów narzucono mu zmiany, które zmuszą go do pracy ponad siły.
– Gdybyśmy wiedzieli wcześniej, jak wyglądać będzie matura, syn poszedłby do technikum, a nie do ogólniaka. To bardzo ambitne dziecko, ale nauka nie jest jego najmocniejszą stroną – mówi nam mama ucznia liceum, którego także obejmą zmiany. – Podobno prawo nie działa wstecz. W tym przypadku okazuje się jednak, że nie wszystkich ta zasada obowiązuje. Dziecko dokonywało wyboru w pewnej określonej sytuacji, zawarto z nim umowę edukacyjną, a teraz co? Przecież nie będziemy zmieniać typu szkoły w drugiej klasie.
Dyrektorzy najlepszych lubelskich ogólniaków nie są zaskoczeni zmianami. Mówią, że „w środowisku” mówiło się o nich od dawna. Podkreślają też, że „ich” uczniowie nie czują strachu. Od lat zdają nie tylko jeden przedmiot rozszerzony z bardzo dobrymi wynikami (w niektórych szkołach to dużo ponad 60 proc.), ale często – z myślą o rekrutacji na studia – podchodzą do dwóch, trzech takich egzaminów.
Inaczej jest w szkołach osiągających nieco niższe wyniki.
– Będzie źle – mówi prosząc o anonimowość jeden z dyrektorów liceum w województwie lubelskim. – Już dziś kilka osób nie zdaje, a jak będą obowiązywać limity, będzie ich znacznie więcej. Uczniów czeka mnóstwo wytężonej pracy, ale z marnymi szansami na sukces.
– To będzie okropne utrudnienie – potwierdza Grażyna Kuduj-Bełz, dyrektor Państwowych Szkół Budownictwa i Geodezji w Lublinie. – Próg 30 procent nie dla wszystkich naszych uczniów jest możliwy do osiągnięcia. Pocieszające jest tylko to, że mamy kilka lat na przygotowanie się do zmian.
– To istotne podniesienie poprzeczki. Będzie trudniej – przyznaje też szef CKE, Marcin Smolik.