– Katastrofa, katastrofa, katastrofa. Niekontrolowany import używanych samochodów bardzo niekorzystnie wpłynął na sprzedaż nowych pojazdów w autoryzowanych salonach. Chodzi tutaj nie tylko o wolumen sprzedaży, ale o miejsca pracy. Na przykład zamojski diler Renault, firma Euro-Car, otworzyła w minionym tygodniu nowoczesną blacharnię i lakiernię. Są to nowe miejsca pracy, które ściśle są związane z wysokością sprzedaży. A zatem import używanych, spadek sprzedaży nowych pojazdów, w efekcie utrata miejsc pracy. To jest pesymistyczny scenariusz. Proszę też zauważyć,
że koncesje Renault to nowoczesne przedsiębiorstwa, np. zamojski Euro-Car, w które zainwestowano spore środki. Koncesjonerzy płacą podatki, pensje, muszą dbać o płynność finansową firmy, szkolić pracowników, inwestować w serwis. Jak zatem konkurować z tak ogromnym importem tanich aut?
Drugi aspekt sprawy, to stan techniczny sprowadzanych aut. Są to pojazdy stare, przeważnie 8–10-letnie, które za moment będą złomem. Kto zapłaci za ich utylizację? Polska w perspektywie może stać się motoryzacyjnym skansenem Europy, żeby nie rzec śmietniskiem.
• W tym trudnym momencie wprowadzacie na rynek dacię, markę skierowaną do szerokiego odbiorcy. Czy nie obawia się pan, że zły rynek negatywnie wpłynie na sprzedaż tego samochodu?
– Zainteresowanie dacią jest duże, takie mamy sygnały z rynku. Naszym celem w tym roku jest zdobycie 1,6 proc. rynku. Oficjalna premiera handlowa logana zaplanowana jest na 17 lutego. Myślę, że dacia logan obroni się sama, bo ma wiele walorów cenionych przez klientów – dużo miejsca wewnątrz, spory bagażnik i dobrą cenę. Poza tym logan doskonale przyjął się na rynkach zagranicznych we Francji, w Grecji. Prognostyki są zatem dobre.
• Czy nie obawia się pan zjawiska kanibalizmu wewnątrz marki, czyli konkurencji pomiędzy loganem a thalią?
– Absolutnie nie, oba modele są wprawdzie oferowane w podobnej cenie, ale są to inne auta. Klientowi dajemy możliwość precyzyjnego wyboru. To jest arytmetyka Renualt, czyli 1 + 1 to więcej niż 2.