Zapowiadane szumnie kontrole samochodowych baków nie wypaliły. Przez trzy dni policjanci złapali w regionie zaledwie czterech kierowców jeżdżących na oleju opałowym. Nie zwrócił się nawet zakup urządzeń pomiarowych.
Ale to jedyny kierowca, który wpadł wczoraj w regionie na jeździe na oleju opałowym. We wtorek policjanci ukarali trzy takie osoby - wszystkie na trasie Lublin-Bełżyce. A w poniedziałek - ani jednej. W ciągu trzech dni policjanci zajrzeli do 34 zbiorników (wychodzi 11 dziennie). Na razie suma wypisanych mandatów nie pokryła nawet ceny zakupu urządzeń pomiarowych.
- Nie zajmujemy się wyłącznie kontrolami paliwa - tłumaczy rezultaty kontroli kom. Arkadiusz Delekta z lubelskiej drogówki. - Ci policjanci mają też inne zadania. Pilnują przede wszystkim bezpieczeństwa. A wynik? Co dziewiąty kierowca jeździł na oleju opałowym, a dopiero początek kontroli.
Zdania kierowców na temat zasadności kontroli są podzielone. - Dobrze, że się wzięli za cwaniaków - twierdzi Mariusz Rzucidło, kierowca dostawczego lublina. - Dlaczego mam do nich dopłacać? Ja tankuję tylko olej napędowy.
Według kierowcy mercedesa ze Świdnika (nie chciał podać nazwiska) policyjne kontrole są zbyteczne. - To zawracanie głowy. Czy policja nie ma nic innego do roboty? - pyta.
Wiele osób uważa, że kontrola powinna dotyczyć przede wszystkim sprzedających olej opałowy. Kupujący taki olej ma obowiązek składania od 1 lutego 2002 roku oświadczenia, na jaki cel go kupuje. Miało to działać odstraszająco na tych, którzy wlewają olej do baków, a nie używają go np. do ogrzewania domu.
- W praktyce wygląda to tak, że mamy oświadczenia na nazwisko na przykład Mikołaja Kopernika lub Hugo Kołłątaja i adresem ul. Floriańska, Kraków - mówi naczelnik Wydziału Szczególnego Nadzoru Podatkowego Urzędu Kontroli Skarbowej w Lublinie (nie chciał ujawnić nazwiska). - W świetle przepisów skarbowych musielibyśmy każdy tego rodzaju przypadek sprawdzać. A sprzedający nie ma obowiązku legitymowania klienta.