jazdy z włączonymi światłami jako wymuszaną groźbą mandatu i punktów karnych, nie biorąc pod uwagę bezpieczeństwa tak swojego, jak też innych użytkowników dróg.
Jednakże oczywiste jest, że samochód jadący z włączonymi światłami jest lepiej widoczny, a co za tym idzie – bardziej bezpieczny. Podczas jazdy w ruchu miejskim z prędkościami ograniczonymi stosownymi przepisami skutki zderzenia pojazdów przeważnie nie powodują ofiar w ludziach. Jednakże w zderzeniu pieszego z pojazdem w większości kończy się to poważnymi obrażeniami. Statystyki podają, że w Polsce najechanie na pieszych stanowi ok. 38 proc. ogółu wypadków drogowych, podczas gdy na Węgrzech ok. 23 proc., a w Niemczech ok. 10 proc.
Z kolei jazda poza miastem – gdy brak jest dobrych, wielopasmowych dróg – z prędkościami znacznie większymi niż w miastach, wydłuża drogę niezbędną do wykonania wszelkich manewrów obronnych i drogę zatrzymania pojazdu.
Skutki zderzeń pojazdów są w tym przypadku znacznie poważniejsze. Dlatego zachęcam kierowców, aby pomimo braku nakazu, kierując się względami bezpieczeństwa i zdrowego rozsądku, przez cały rok jeździli – przynajmniej poza miastem – z włączonymi światłami, nawet kosztem szybszego zużycia akumulatora. Leży to w interesie wszystkich użytkowników dróg i może zapobiec wielu nieszczęściom spowodowanym brakiem dostatecznej widoczności nadjeżdżających samochodów.