Myślałem, że to dzik – tak tłumaczy zastrzelenie rasowego psa mieszkanki Dubicy myśliwy, która stanął przed sądem. – Chciałabym aby ten człowiek stracił uprawnienia myśliwskie – podkreśla z kolei Anna Czeczot, właścicielka zastrzelonego owczarka niemieckiego.
We wtorek w Sądzie Rejonowym w Białej Podlaskiej ruszył proces Stanisława A., którego prokuratura oskarżyła o zastrzelenie rasowego psa przy użyciu broni myśliwskiej. Mężczyzna nie przyznaje się do winy. A jego adwokat Stanisław Gerlach broniąc go, tłumaczy, że myśliwy był przekonany że to dzik.
– To był duży pies, mocno zbudowany w kłębie – zaznacza Gerlach. – Właścicielka nie powinna wypuszczać go bez smyczy i bez kagańca. Teren był objęty wirusem ASF. Poza tym, jest uchwała rady gminy Wisznice, która zakazuje właścicielom puszczania dużych psów bez smyczy – podkreśla adwokat.
Wróćmy do 4 maja. Anna Czeczot wybrała się wówczas ze swoimi trzema psami na spacer. Psiaki pobiegły przed nią i w pewnym momencie właścicielka usłyszała strzał. Na środku pola zobaczyła leżącego owczarka niemieckiego – Lunę. W odległości ok. 70 metrów od psa stał mężczyzna. Kiedy zobaczył panią Annę, zaczął się wycofywać w kierunku samochodu, po czym odjechał, choć kobieta krzyczała, by się zatrzymał. Podbiegła do Luny, ale pies już nie żył. Kula przebiła czaszkę na wylot.
– Oczekuję sprawiedliwej kary, chciałabym aby ten człowiek stracił uprawnienia myśliwskie. To co się stało, świadczy o jego niekompetencji. A w związku z tym że był to pies z rodowodem, będę domagała się też zadośćuczynienia – podkreśla pani Anna.
Co prawda, w październiku Sąd Rejonowy wydał w tej sprawie wyrok nakazowy i m.in. skazał mężczyznę go na rok ograniczenia wolności oraz wymierzył 20 godzin w miesiącu prac społecznych, ale Stanisław A. od wyroku się odwołał. – Nie wierzymy, że myśliwy z 30-letnim stażem nie odróżnił psa od dzika – zaznacza adwokat Sebastian Śniosek, pełnomocnik pokrzywdzonej. – Poza tym, brak jest informacji o obwodach kół łowieckich i polowaniach. Nawet w urzędzie gminy nie ma ogólnodostępnych informacji – podkreśla Śniosek. Dubica, gdzie został zastrzelony pies należy do obwodu łowieckiego koła Szarak 51.
Z przywołanych przez sędziego Piotra Marczyńskiego wcześniejszych wyjaśnień Stanisława A. wynika, że mężczyzna wybrał sie tego dnia z bratem do lasu, aby upolować dzika. "Byłem przekonany, że to dzik. Nie widziałem tam nikogo. Dopiero później zobaczyłem kobietę i zorientowałem się, że to mógł być pies. Przestraszyłem się i odjechałem" – przytoczył sędzia.
Jednocześnie, myśliwy przyznał, że obwody łowieckie z reguły nie są oznaczane, a jedynie ich granice. – Gdybym wiedziała, że to teren obwodu łowieckiego i odbywa się tam polowanie, nie poszłabym na spacer – przyznaje pani Anna, dodając że nigdy wcześniej z taką sytuacją sie nie spotkała. – A chodziłam na spacery z Luną ponad rok – zaznacza.
Właścicielka nie zgadza się z tym, że nie powinna spuszczać Luny. – W miejscach gdzie pies nie stanowi zagrożenia i jeżeli reaguje na przywołanie, to mam prawo go spuszczać. A to było takie miejsce, łąki i pola dookoła. Domów nie było w pobliżu. Poza tym Luna była łagodna, wychowana z dziećmi – przekonuje właścicielka.
Na kolejnej rozprawie w styczniu mają zeznawać kolejni świadkowie. Pani Anna Czeczot ma już kolejnego owczarka, ale przyznaje, że nie chodzi już na spacery w tamto miejsce.