Policja nie reaguje, kiedy prosi się ją o pomoc – uważa nasza Czytelniczka, która zmagała się w pracy z agresywnym mężczyzną. Patrol przyjechał na miejsce dopiero po kilku prośbach kobiety. – Zarzuty są bezzasadne – odpowiada rzeczniczka lubelskiej policji i dodaje, że reakcja policji była adekwatna do sytuacji.
Kobieta pracuje w jednym z lubelskich biur pośrednictwa pracy. Pod koniec lutego do siedziby agencji przyszedł jej były pracownik tymczasowy. – Wykłócał się, obrażał nas i cały czas mówił podniesionym głosem. Wyglądał, jakby był pod wpływem środków odurzających, dlatego wzbudził lęk we mnie i moich koleżankach. Próby zwrócenia mu uwagi tylko zaogniały sytuację – relacjonuje.
W obawie o bezpieczeństwo kobieta wezwała ochronę, ale awanturnik uciekł przed przyjazdem patrolu. – Od razu zamknęłyśmy za nim drzwi, w które on jeszcze kopnął od zewnątrz. Bałyśmy się wyjść z biura. Zadzwoniłam na numer 112, żeby wezwać policję. Dyspozytor powiedział, że skoro mężczyzna wyszedł, to możemy co najwyżej pójść na komisariat, żeby złożyć zeznania. Obawiałyśmy się, że mógł się gdzieś schować na klatce schodowej albo za rogiem budynku – dodaje.
Kobieta próbowała się dodzwonić na numer 997, ale linia była zajęta. Skontaktowała się zatem z najbliższym komisariatem. – Opisałam sytuację. Dyżurny ponownie powiedział, że nie może wezwać patrolu, tylko mam się zgłosić na komisariat. Powiedziałam, że obawiamy się, że ten człowiek czeka na nas pod biurem i boimy się wyjść. Usłyszałam, że „policja nie świadczy usług ochroniarskich”. Miałam zadzwonić ponownie, gdybym spotkała go drugi raz albo gdyby czekał na ulicy. To abstrakcja, bo nie zdążyłabym nawet wybrać numeru – tłumaczy.
W końcu dodzwoniła się na numer 997. – Przyjechało dwóch policjantów, opisałam sytuację i usłyszałam, że mamy się zgłosić na komisariat. Funkcjonariusz odparł, że ostatecznie może nas eskortować. Dopiero, jak spytałam policjantów, czy mogliby chociaż zanotować dane tego mężczyzny, zapisali je, ale bardzo niechętnie. Szkoda, że policja nie reaguje, kiedy prosi się ją o pomoc. Za to, gdy ktoś przechodzi w niedozwolonym miejscu na jezdni, zawsze jest gotowa do wypisania mandatu. Wtedy pojawia się „znikąd” – mówi rozgoryczona kobieta.
Nadkomisarz Renata Laszczka-Rusek, rzecznik prasowy lubelskiej policji uważa, że pretensje są bezzasadne. – Nie rozumiem tego. Służby reagują adekwatnie do sytuacji i tak też było w tym przypadku. Kierowanie gróźb karalnych jest ścigane na wniosek osoby pokrzywdzonej. Mundurowi zaproponowali, żeby pracownica zrobiła to na komisariacie. W końcu sama stwierdziła, że do przestępstwa nie doszło – mówi. – Nasza interwencja zbiegła się z zakończeniem pracy biura. Mundurowi zaproponowali pracownicom, by wyszły one razem z nimi z budynku. Te jednak odmówiły pomocy. Patrol sprawdził też sąsiednie ulice – dodaje.
Pracownicy biura to jednak nie przekonuje. – Jeżeli policja nie będzie stanowczo interweniować w takiej sytuacji, nikt w Lublinie nie będzie się czuł bezpiecznie – uważa.