Straszenie islamskimi imigrantami w końcówce kampanii, których rzekomo miałby sprowadzać do Lublina Krzysztof Żuk, nie przeszkodziło mu w efektownym zwycięstwie. Zwycięstwie podwójnym, bo także komitet prezydenta zgarnął 19 mandatów w 31-osobowej radzie miasta, spychając PiS na następne 5 lat do opozycji i to poważnie osłabionej.
60 proc. wyborców uznało, że dotychczasowe, 8-letnie dokonania Żuka są dla nich na tyle istotne i zauważalne, że warto powierzyć mu mandat na kolejną kadencję. Prezydent ze wzmocnioną ekipą w radzie miasta będzie miał teraz znacznie silniejszą pozycję, bo przewaga nad PiS wzrosła z 1 do 7 mandatów.
To poważny cios w obóz Zjednoczonej Prawicy, której nie pomogły ani pielgrzymki czołowych polityków PiS do Lublina, by wesprzeć Sylwestra Tułajewa, ani zmasowane ataki na Żuka. Paradoksalnie mogło to nawet skłonić niezdecydowanych wyborców, dla których ważniejsza jest jakość życia w mieście niż ideologiczne pranie brudów, do zagłosowania na urzędującego prezydenta. Żukowi pomogła też widoczna w całej Polsce mobilizacja elektoratu anty-PiS, który po trzech latach chciał wziąć odwet na prawicowych rządach za konstytucję, sądy, nagrody dla ministrów, media publiczne itd.
Poseł Tułajew nie zdołał poprawić wyniku Grzegorza Muszyńskiego sprzed czterech lat, który zdobył wówczas 30 proc. głosów. Dołożył do tego zaledwie 1 proc. i widocznie w tej chwili jest to szczyt możliwości PiS w Lublinie. Apetyty były na pewno dużo wyższe, a prawie dwukrotna różnica pomiędzy posłem-pretendentem a prezydentem musi boleć. Pozostali kandydaci dla walki wieczoru stanowili tylko tło.
Żuk, obijany przez lokalnych działaczy PiS w pierwszych rundach, dobrze przygotował się do 12-rundowego pojedynku o prezydencki pas. Dotrwał do końca, pokonując Tułajewa i lubelski PiS przez efektowny nokaut w ostatnim starciu.