Zna go od stępki do topu, bo sam od początku do końca go wybudował. Poświęcił na to kilka lat. Projekt wziął z internetu, a imię podsunęła mu żona. Drewniany jacht „TyByś”, którego budowniczym jest Waldemar Kot, nauczyciel z Bychawy w piątek był wodowany nad Zalewem Zembrzyckim.
„Marzyłem, marzyłem i zacząłem działać. Chciałem zbudować jacht i udało się. Teraz marzę o tym aby pokonać nim drogę z Bychawy do La Chapelle we Francji. Też się uda :)” – taki opis zamieścił na facebookowym profilu „Tybyś zwiedził Europę” Waldemar Kot z Bychawy, który sam wybudował jacht.
– Kiedy mąż oświadczył, że będzie budował łódź, to oczywiście potraktowałam to jako żart – przyznaje Beata Kot, żona pana Waldemara. – Nawet kiedy zaczął robić w salonie te całe wręgi, to też nie do końca te jego plany traktowałam poważnie, ale jak już to wszystko zaczął składać w stodole i ta łódź zaczęła nabierać kształtów, to pomyślałam, że może faktycznie to jest dobry pomysł. Teraz widzimy efekty. Jestem z męża bardzo dumna – mówi mieszkanka Bychawy, która w piątek „ochrzciła” wybudowany przez męża jacht.
W 2014 roku mieliśmy okazję przyglądać się początkom prac nad łodzią. – Dzieci wychowałem, wybudowałem dom, posadziłem drzewo. Teraz przyszedł czas na marzenia – tłumaczył nam wówczas mieszkaniec Bychawy.
Jest nauczycielem, absolwentem AWF w Białej Podlaskiej. – W programie studiów były różnego rodzaju obozy m.in. żeglarski. I tak mi ta pasja została. Trzeba było tylko poczekać, aż się życie uspokoi i uporządkuje – tłumaczył kilka lat temu.
I się uspokoiło, w 2013 r. bo właśnie wtedy mężczyzna rozpoczął pracę nad jachtem. Projekt jachtu kabinowego zaprojektowanego przez Wojciecha Kasprzaka, mieszkaniec Bychawy znalazł w internecie. Mógł go wykorzystać pod warunkiem, że łódź będzie przeznaczona do własnego użytku i że wyśle projektantowi zdjęcia. A że pan Waldemar żeglarstwem interesował się od lat, to nie było na co dłużej czekać.
– Zawsze myślałem o tym, żeby zbudować coś dla siebie. Stać się niezależnym od nikogo. Nie wynajmować, tylko mieć na własność, wsiąść z żoną i pływać – mówi nam pan Waldemar.
W piątek było wodowanie łodzi nad Zalewem Zembrzyckim. Nie obyło się bez pewnych problemów. „Schody” pojawiły się również przy opuszczaniu stodoły, w której jacht powstawał. Walka o to by łodzi nic się nie stało trwała 4 godziny.
„Bo centymetry mają znaczenie. (…) Lekko nie było. Najważniejsze, że z całego procesu relokacji, łódka wyszła bez najmniejszego zadrapania” – zrelacjonował w mediach społecznościowych właściciel jachtu.
Do postu są dołączone zdjęcia. Na jednym z nich pan Waldemar przytrzymuje drzwi stodoły, by łódka mogła wyjechać z budynku bez szwanku. Ostatecznie wszystko się udało.
Po wodowaniu miał być krótki rejs po zalewie. Dłuższa i dalsza wyprawa małżeństwa z Bychawy jest zaplanowana na przyszły rok. – Planuję dopłynąć do Francji – zapowiada pan Waldemar.
Celem podróży będzie miasto partnerskie Bychawy – La Chapelle-sur-Erdre (leży nad rzeką Erdre jest położone 13 km na północ od Nantes – portu ad Loarą). Rejs ma potrwać ok. dwóch miesięcy.
– Mąż już ma wszystko rozplanowane – zdradza pana Beata. – To będzie podróż naszego życia. I choć mieliśmy inne ciekawe wyprawy, to myślę, że ta będzie chyba najważniejsza – przewiduje żona pana Waldemara, której łódź zawdzięcza nietypowe imię. Wiąże się z jej powiedzeniem.
– Czasem od żony słyszałem: „Ty byś coś w końcu zrobił” – uśmiecha się pan Waldemar. – To wziąłem się do roboty i tak powstał „TyByś”.
Łódź jest gotowa. Co będzie w dalszej kolejności? – Jeszcze nie wiem. Zobaczę, jakie będą inspiracje – z uśmiechem spogląda w stronę żony mężczyzna.