Miały się wyróżniać wśród innych mebli miejskich i rzeczywiście się wyróżniają, ale nie tak, jak chciał Ratusz. Parklety przy Lubartowskiej i Świętoduskiej miały być gotowe w ciągu 100 dni, ale powstają ponad rok i nie wiadomo, ile to jeszcze potrwa. Ich wykonawca zażyczył sobie od miasta po 101 tys. zł za sztukę
Zamówione przez władze miasta parklety to uliczne meble do siedzenia z wbudowanymi donicami na zieleń, wyposażone w kosze na śmieci. – Chodziło o wprowadzenie czegoś oryginalnego, trwałego, niestandardowego, czego w naszym mieście jeszcze nie było – tłumaczy dziś w jednym z oficjalnych pism Artur Szymczyk, zastępca prezydenta Lublina.
Pomysł na takie meble został zgłoszony Urzędowi Miasta podczas pierwszego naboru projektów do Zielonego Budżetu Obywatelskiego pod koniec roku 2016. Urzędnicy uznali, że to ciekawa propozycja, więc zlecili zaprojektowanie trzech parkletów. Zamówienie za prawie 18 tys. zł trafiło do warszawskiej spółki RPS Architekci.
Projektanci zaproponowali meble z betonu, z wbudowanymi donicami na zieleń, obłożone egzotycznym drewnem. Mając taki projekt Urząd Miasta ogłosił przetarg na wykonanie dwóch parkletów. Zastrzegł przy tym, że muszą być gotowe w czasie nie dłuższym niż 100 dni.
Zleceniem na takich warunkach zainteresowała się tylko jedna firma, lubelska Garden Concept, która złożyła ofertę z ceną 201,9 tys. zł. Urzędnicy liczyli się z mniejszym wydatkiem, bo zarezerwowali na zapłatę niecałe 190 tys. zł, ale ostatecznie zwiększyli pulę pieniędzy przeznaczoną na inwestycję.
29 września, czyli już dziewięć miesięcy temu, minął termin, w którym parklety powinny być gotowe. Jednak prace nie zakończyły się do dziś. Przy Lubartowskiej i Świętoduskiej stoją betonowe konstrukcje, ale nie ma drewnianych siedzisk.
Drewniane elementy były już nawet ułożone, ale zostały zdjęte, bo Urząd Miasta zakwestionował ich jakość. – Ze względu na niepoprawnie wykonane prace stolarskie – wyjaśnia Olga Mazurek-Podleśna z biura prasowego w lubelskim Ratuszu. – Wykonawca znalazł innego stolarza i przystąpił do prac, jednak po zdjęciu ułożonej okładziny drewnianej stwierdzono, że do poprawy są także betonowe siedzenia, co dodatkowo wydłużyło prace.
O to, jak długo jeszcze będzie trwała ta budowa, pytają już nie tylko przechodnie. Cierpliwość stracił miejski radny Marcin Jakóbczyk (PiS), który pyta prezydenta, czy nie lepiej było kupić więcej ławek i posadzić więcej drzew. Nie zachwyca go również sam projekt parkletów. – Estetyka inwestycji i jej przystawalność do otaczającej architektury może wywołać kontrowersje, zwłaszcza gdy się weźmie pod uwagę koszty – pisze radny do prezydenta.
Zastępca prezydenta zapewnia, że firma wykonująca parklety poniesie konsekwencje dziewięciomiesięcznego opóźnienia. – Od dnia 29 września 2018 r., zgodnie z umową, każdego dnia naliczane są kary za niewykonanie zamówienia w terminie – odpisuje radnemu prezydent Szymczyk.
Jakie to kary? Zajrzeliśmy do umowy. Wynika z niej, że za każdy dzień zwłoki wynagrodzenie firmy powinno być pomniejszane o 100 zł i 95 groszy. Do dzisiaj kara powinna urosnąć do kwoty niemal 27,8 tys. zł. W umowie jest również paragraf pozwalający miastu odstąpić od zlecenia, gdy jego wykonawca „z przyczyn przez siebie zawinionych zwleka z rozpoczęciem lub zakończeniem robót tak dalece, że nie jest prawdopodobne, żeby zdołał zakończyć roboty w umownym terminie”.
Urząd Miasta twierdzi, że umowa nie zostanie zerwana, bo wszystko wskazuje na to, że parklety uda się dokończyć. – Zarówno przy Ratuszu jak i przy ul. Świętoduskiej, został spolerowany beton, całość została zabezpieczona preparatem z powłoką hydrofobową, nadającą jasny kolor – informuje Mazurek-Podleśna. – Aktualnie mocowane są elementy drewniane.