Nie wiadomo co bardziej zbulwersowało mieszkańców Niezabitowa. Wizja utraty jednego z dwóch sklepów czy postępowanie ich sąsiadki. Chodzi o zastępcę burmistrza Poniatowej, która zawiadomiła policję, że młodzież zakłóca spokój w okolicy jej domu. Podając listę nazwisk... przystawiła służbową pieczątkę.
Niezabitów w gminie Poniatowa jest typową ulicówką ze 122. domami. W tym roku powstały tylko trzy nowe, bo jak mówią mieszkańcy coraz trudniej na nie zarobić. Żyje tu sporo starszych osób, które są na rolniczych emeryturach. Plantacje porzeczek, malin, pola i sady przejęły dzieci albo poszły na sprzedaż. Są jeszcze cztery bloki po byłym PGR.
Młodzież widać głównie w weekendy i w wakacje, bo uczą się i pracują poza rodzinną miejscowością. Sklepy w Niezabitowie są dwa. „Na górce”, który działa w miejscu dawnego GS i w remizie OSP. Oba handlują alkoholem.
– 27 lipca otrzymaliśmy zgłoszenie, z którego wynikało, że przy remizie OSP w Niezabitowie grupa młodzieży awanturuje się, rzuca butelkami i doszło między nimi do bójki. Skierowani na miejsce policjanci nie zastali tej grupy osób. Kilka dni później do Komisariatu Policji w Poniatowej przyszła zgłaszająca, która złożyła zawiadomienie o wykroczeniu. Po wykonanych czynnościach w sprawie, ustaliliśmy sześciu uczestników (cztery osoby były nieletnie). Na dwie pełnoletnie osoby został skierowany wniosek do sądu z art. 51 kodeksu wykroczeń - zakłócenia porządku publicznego. W stosunku do nieletnich materiały sprawy trafiły do Wydziału Rodzinnego i Nieletnich Sądu Rejonowego w Opolu Lubelskim – wylicza asp.szt. Edyta Żur, oficer prasowy KPP w Opolu Lubelskim.
Zgłaszającą była Aneta Poniatowska, wiceburmistrz Poniatowej. Jej posesja znajduje się w Niezabitowie, między sklepami. Remizę ma niemal po przeciwnej stronie drogi.
Jestem burmistrzem
Zawiadomienie, które złożyła pokazywały lokalne media i kopie krążą w sieci. W piśmie, w którym wyliczyła nazwiska dostrzeżonych pod remizą osób, umieściła swój prywatny adres, na dole przystawiła służbową pieczątkę.
– Nie ukrywam, że jestem burmistrzem i moim zadaniem jest dbanie o bezpieczeństwo i porządek publiczny. To była sytuacja niebezpieczna. Dwóch młodocianych leżało na ziemi, słyszałam tłuczenie butelek. Nie wiem czy się bili między sobą butelkami, czy to było tłuczenie, żeby zrobić huk. Podniesiony ton, przekleństwa – relacjonuje zajścia z 27 lipca Aneta Poniatowska.
– Część tych ludzi znam, bo mieszkamy w jednej miejscowości. Inni byli z zewnątrz, więc ich nie rozpoznałam. Podałam policji nazwiska tych, których rozpoznałam. Bardzo mi przykro z tego powodu, że zostało to tak przyjęte, bo ja przybiłam pieczątkę. Nie wiem czy by było wykonane, to co zostało wykonane gdyby jej nie było. Wiedziałam, że jeśli będzie pieczątka, to wezmą sobie do serca. Ja nie lubię być anonimowa, lepiej działać na zasadzie plotki? Ja nie jestem ich (młodzieży – red.) wrogiem. Nawet nie wiedziałam, że jeden ma 22 lata, czyli jest dorosły, a dziewczyna którą podałam ma 19 lat. Dowiedziałam się jak przyszła odpowiedź z sądu. Myślałam, że wszyscy są małoletni. Czyli: jest sąd rodzinny i jest kurator – zapewnia zastępca burmistrza.
Tłumaczy, że pytała wcześniej młodzież jakie są jej potrzeby, wie, że nie mają gdzie spędzać czasu. O problemach najlepiej świadczy to, że z funduszu sołeckiego założono monitoring, bo taka była decyzja społeczności. Chce tym młodym ludziom pomóc, żeby w życiu sobie mogli poradzić. Spotkanie z policją, sądem i kara finansowa ma im zwrócić uwagę, że dzieje się coś złego. To ma być takie otrzeźwienie.
– Rodzice tych dzieci to są w zasadzie koledzy z mojej klasy, z mojej szkoły. Dziwię się, bo znają moją osobę i wiedzą, że nigdy nie zrobiłam nikomu krzywdy. Miałam informacje od sąsiadów, że łobuzują. Ta sama młodzież była grupą, pięć lat temu postrzeganą jako dzieci. Były problemy, coś zniszczyli w ogrodzie, ale wówczas były to „tylko dzieci”. Teraz problemy zrobiły się większe. Nie mówię tego w kontekście, że dziecko czy młodzież mi przeszkadza. To się zaczyna robić niebezpieczne – dodaje Aneta Poniatowska zaskoczona, że nikt z dorosłych nie zgłosił się do niej, by dowiedzieć się, co pod remizą zaszło.
Święci nie są
– Ja bym wolał, żeby rodzice wychowywali dzieci, ale wiadomo jaka jest dzisiejsza młodzież. Niektórzy święci nie są. Ale gdzie oni mają spędzać czas? Będziemy rozmawiać na zebraniu sołeckim, niech się wypowiedzą mieszkańcy i pani burmistrz. Musimy dojść do porozumienia, bo teraz ludzie są podzieleni. Uważam, że wszystko można było załatwić zupełnie inaczej, bez takiego rozgłosu i policji – mówi Leszek Kobiałka, który od szesnastu lat jest sołtysem w Niezabitowie. Z relacji, które on zna wynika, że 27 lipca żadnego tłuczenia butelek pod remizą nie było.
– Raz pani burmistrz w godzinach pracy jest osoba prywatną, raz nie jest. Mieszkańcy komentują jej zachowanie. Z kim rozmawiam ma do niej żal, zwłaszcza, że wszyscy się znamy, żyjemy tu od kilku pokoleń – dodaje sołtys, który potwierdza, że monitoring na remizie powstał z funduszu sołeckiego. Chodziło o ochronę placu zabaw, który powstał w sąsiedztwie i natychmiast stał się miejscem gdzie dorośli i młodzież piła piwo. Dochodziło do zniszczeń.
– Po założeniu kamer problem się skończył – przyznaje Kobiałka.
Sołtys pytany jak to możliwe, że mieszkańcy krytykują panią burmistrz a przecież głosowali na nią w wyborach samorządowych, bo dostała się do rady mówi: no, głosowali, chcieli mieć w radzie kogoś swojego.
Nie są trudni
– Nie chcę wyliczać argumentów jakich prawnik reprezentujący młodych ludzi będzie używał w sądzie ale jestem przekonany, że wygramy, bo nie może być tak, że pani wiceburmistrz będzie nadużywała władzy i działała przeciwko mieszkańcom. Na razie występujemy do sądu z wnioskami sprzeciwu wobec wyroku nakazowego i chcemy uchylenia całości wyroku. Będziemy też żądać od Urzędu Miasta zapisu obrazu i dźwięku monitoringu z wydarzeń do których doszło 27 lipca w Niezabitowie – zapowiada Michał Kramek, członek Zarządu Powiatu w Opolu Lubelskim, który zaproponował pomoc prawną młodym ludziom, którzy dostali grzywny za zakłócanie spokoju pod sklepem.
Co ciekawe, oboje z panią burmistrz są z jednej opcji politycznej – z PiS.
Jak relacjonuje samorządowiec o sprawie dowiedział się od sołtysa Niezabitowa i na początku września rozmawiał z młodymi ludźmi wśród których były osoby pociągnięte do odpowiedzialności za hałasowanie pod remizą OSP. To głównie uczniowie ze szkół w Kazimierzu Dolnym i Nałęczowie. Nieźle się uczą, mają swoje pasje i zainteresowania, biorą udział w dodatkowych zajęciach i projektach. W jego ocenie nie można ich określać jako młodzież trudna czy patologiczna a takie epitety miały być używane.
– Niektóre z tych osób mają trudną sytuację rodzinną i finansową, nie wyobrażam sobie, żeby mogły zapłacić grzywnę. Zająłem się tą sprawą, bo uważam, że władza powinna stać po stronie ludzi a wiceburmistrz dawać przykład. Chyba są jeszcze jakieś inne sposoby rozwiązywania konfliktowych sytuacji. O tym, że Aneta Poniatowska wysłała policji zawiadomienie w prywatnej sprawie i użyła na dokumencie służbowej pieczątki dowiedziałem się całkiem niedawno – dodaje Michał Kramek, który jest oburzony całą historią.
Sklep niezgody
Oliwy do ognia dolała informacja, że sklep w remizie ma być zlikwidowany. Ponieważ działo się to w tym samym czasie co sprawa interwencji pani burmistrz na policji, mieszkańcy uznali, że sąsiadka załatwia problem z hałasami zamykając sklep, który działa w gminnym budynku. I doniesienie ma pomóc to przeprowadzić.
Tymczasem na środowej sesji radni podjęli uchwałę, na mocy której dotychczasowy najemca może nadal handlować w remizie, jak to jego rodzina robi od lat trzydziestu. W rzeczywistości wizja likwidacji sklepu wzięła się z jego niedopatrzenia. Przegapił moment wygaśnięcia umowy. O sprawie dowiedział się z pisma, że wszczęto postępowanie by cofnąć mu koncesję. Przepisy są jasne, trzeba mieć prawdo do lokalu, by móc w nim handlować piwem i wódką. A brak koncesji to automatycznie upadek sklepu.
- Czy sprawa z lipca ma związek ze sklepem? Nie wiem czy oni kupowali piwo w tym sklepie. Butelki skądś mieli. To zwykły zbieg okoliczności splatany w jedno. Do dziś sklep funkcjonuje, choć było krzyknięte, że go zamykam. Miałam zastrzeżenia do jego otoczenia i tego co tam się działo – komentuje Aneta Poniatowska.
Mieszkańcy Niezabitowa i okolicznych wsi zebrali kilkaset podpisów pod petycją by sklepu z wieloletnią tradycją, gdzie można liczyć na zakupy na kredyt, nie likwidować. Choć lista oburzonych nie spełniała wymogów formalnych, radni wnioskowali o zwołanie nadzwyczajnej sesji. I uznali, że najemca pomieszczeń w remizie się nie zmieni. Sklep działa i czeka na uregulowanie sprawy z koncesją.
Co tu zrobić
I sołtys, i burmistrz, i mieszkańcy przyznają, że młodzi nie mają swojego miejsca. Od czerwca trwa budowa sali gimnastycznej przy tutejszej szkole, co będzie pewnym rozwiązaniem. Od kilku lat w remizie OSP leży wyposażenie siłowni. Nikt z niego nie korzysta, bo nie ma kogoś kto by dbał o bezpieczeństwo i prowadził zajęcia. Sołtys uważa, że najlepiej by było te urządzenia przenieść do nowej hali. Tam by były najlepiej wykorzystane.
Aneta Poniatowska zapowiada też remont świetlicy, która działała w budynku OSP. Ma to być miejsce integracji kilku pokoleń – przedszkolaków, młodzieży i seniorów.
- Nie można przekreślać młodzieży, to moje zachowanie to było powiedzenie: Stop. Źle robicie, albo zmienicie drogę albo się źle skończy, bo jest to niebezpieczne – dodaje.
Pytana jak w urzędzie miasta w Poniatowej zareagowano na to, że na prywatnym zawiadomieniu o zajściu w miejscu zamieszkania przystawiła służbową pieczątkę tłumaczy trochę wymijająco, że z panem burmistrzem zgadzają się co do niebezpieczeństwa zaistniałej sytuacji, pan burmistrz ją zna i nie ma zarzutów do jej pracy, wie, że nie jest złośliwa i chce dobrze. Ale możliwe, że on by zrobił inaczej.