Znalazły się dokumenty Tadeusza Gajosa, pacjenta z Lublina, o którym pisaliśmy we wczorajszym wydaniu. Przez cały czas były w depozycie szpitala.
Pan Tadeusz trafił do szpitala 4 listopada, chorował na COVID-19. Karetka zabrała go na SOR przy Jaczewskiego w Lublinie. Potem został przewieziony do szpitala w Chełmie. Dwa tygodnie później, przy wypisie do domu okazało się, że nie ma jego dokumentów – dowodu osobistego i prawa jazdy. Personel szukał ich kilkakrotnie, ale bez skutku.
– Jak można zgubić osobiste rzeczy pacjenta? – denerwował się pan Tadeusz, który w środę skontaktował się z naszą redakcją i poprosił o pomoc.
Wczoraj dostaliśmy wyjaśnienia od jednego z ratowników medycznych Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Lublinie, który transportował pacjenta między szpitalami.
- Wszystkie dokumenty zostały nam przekazane w foliowej koszulce. Personel szpitala w Chełmie poprosił o pozostawienie dokumentacji na szafce obok łóżka, na które przełożyliśmy pacjenta. Zgodnie z prośbą, tam zostały odłożone – relacjonuje Albert Król, ratownik medyczny z Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Lublinie
- Dokumenty pacjenta cały czas były zdeponowane w specjalnym depozycie w gabinecie lekarskim. Doszło do zwykłej pomyłki w oznaczeniu skrytki w dokumentacji. Zaznaczono inny numer, niż ten, w którym były dokumenty. Dlatego początkowo nie mogliśmy ich znaleźć. Wszystko jest przygotowane do odbioru – potwierdza Kamila Ćwik, dyrektor szpitala w Chełmie. – Personel oddziału neurologicznego chciał się skontaktować z pacjentem lub jego rodziną, ale nie został udostępniony żaden numer telefonu do kontaktu. Dotychczas nikt też się nie kontaktował z nami w tej sprawie. Przygotowaliśmy już korespondencję do pacjenta – dodaje dyrektor.
Dobrą wiadomość panu Tadeuszami przekazaliśmy my.
- Bałem się, że już ich nie odzyskam. Co za ulga, że wszystko się wyjaśniło – cieszy się nasz Czytelnik.