Sprawa trzech Ukraińców oskarżonych o brutalne napady w okolicach Chełma wróciła do sądu. Prokuraturze nie udało się jednak znaleźć bezpośrednich dowodów przeciwko Maksymowi S. i jego kompanom. Jest za to cały szereg poszlak.
Bandyci nie zostawili na miejscu żadnych odcisków palców, ani śladów DNA. Działali z zaskoczenia, więc żadna z ofiar nie zapamiętała wszystkich twarzy. Ofiarom utkwiły w pamięci tylko charakterystyczne, „chrapliwe” głosy napastników. Przede wszystkim Maksyma S. i Oleksandra F.
– Nie da się ich zapomnieć – przyznał śledczym jeden z pokrzywdzonych.
Akt oskarżenia przeciwko Maksymowi S., Oleksandrowi F. oraz Oleksandrowi S. był gotowy już w kwietniu. Sąd zwrócił jednak sprawę prokuraturze, by uzupełniła dowody. Chodziło o zebranie próbek głosów oskarżonych. Ci jednak nie wyrazili na to zgody. W tej sytuacji oskarżenie będzie miało utrudnione zadanie.
– Brak jest jednoznacznych i konkretnych dowodów, lecz mamy do czynienia z szeregiem poszlak – ocenia prokurator w akcie oskarżenia, który wrócił właśnie do lubelskiego sądu.
Członkowie bandy z każdym kolejnym napadem starali się coraz bardziej brutalni. Najmniej skrupułów miał najmłodszy z nich – 18-letni Maksym S.
Według śledczych, w napadach uczestniczyło około 10 osób. Śledczy zidentyfikowali trzech podejrzanych. Wszyscy wpadli w czerwcu 2018 r. w jednym z domów w miejscowości Beredyszcze i w chełmskim hotelu Albatros.
Po raz pierwszy zaatakowali w maju 2018 r. w miejscowości Ochoża Kolonia. Nocą weszli do domu rodziny S. Żona spała na piętrze, a mąż w salonie na parterze. Jeden z bandytów przystawił mu do brzucha widły. Pozostali skrępowali mężczyznę linką, zarzucili mu na głowę poszewkę i zaczęli bić. Byli przekonani, że ich ofiara handluje samochodami, domagali się gotówki. Zaciągnęli mężczyznę do łazienki i podtapiali w wannie. Kiedy zorientowali się, że doszło do pomyłki, zabrali 2 tys. zł i uciekli.
Kilka dni później wtargnęli do domu, w którym spali Marcin C. i jego partnerka. Mężczyzna został ogłuszony i skrępowany. Bandyci zarzucili mu na głowę worek i przykuli do kaloryfera. Potem bili gumowym młotkiem w stopy. Grozili obcięciem palców i przypalali żelazkiem. Skrępowali i pobili też jego partnerkę. Zaciągnęli ją za włosy do łazienki i grozili śmiercią. Z domu zabrali złote łańcuszki, 20 tys. zł w gotówce oraz cenną kolekcję monet i militariów.
Do trzeciego napadu doszło w czerwcu ubiegłego roku w Chełmie. Tomasz O. był w domu z 10-letnim synem. W nocy usłyszał hałas. Gdy wstał by sprawdzić, co się dzieje, został napadnięty i skrępowany. Napastnicy bili go i przypalali lokówką - w nogi, pośladki i boki. Związali również chłopca i grozili, że go zabiją. Uciekli, kiedy Tomasz O. zaczął symulować silny ból serca.
Oskarżonym grozi do 12 lat więzienia. Wszyscy czekają na proces w areszcie. We wtorek sąd postanowił, że zostaną za kratami przynajmniej do połowy stycznia.