Na ulicach Zamościa znowu zaroiło się od plakatów kandydatów. Tym razem na europarlamentarzystów. Nie wszyscy korzystają przy tym ze specjalnie wyznaczonych do plakatowania miejsc. I nic im za to zrobić nie można.
- Można dostać po prostu oczopląsu! Tym bardziej, że blacha na płocie jest falista i kandydatowi zniekształciło twarz. Jak tak można? Nie sadzę, że ktokolwiek mógł zgodzić się na zaklejanie tego płotu. Panowie ze sztabów! Litości! - denerwuje się 50-letni zamościanin.
Plakaty eurokandydata PiS są też m.in. na parkanach w okolicy Nadszańca. Tylko z okien naszej redakcji naliczyliśmy ich w piątek kilkanaście. Okazuje się, że jesteśmy na nie skazani.
- Kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami - tłumaczy Wiesław Gramatyka, komendant zamojskiej Straży Miejskiej. - Na jej czas zmieniają się nieco przepisy. W praktyce wygląda to tak, że plakaty mogą wisieć na płotach i parkanach, jeśli ich właściciele nie protestują.
Kiedy strażnicy lub policjanci mogą je usuwać? - Gdy np. zagrażają bezpieczeństwu ruchu drogowego - mówi komendant.
Grzegorz Obst administruje miejskie słupy ogłoszeniowe od lat. - Kiedyś mnie takie sytuacje bardzo denerwowały. Teraz do nich przywykłem, ale to nadal drażni - mówi. - Zresztą nie chodzi tylko o zaklejanie każdego wolnego skrawka płotu czy drzewa. Są kandydaci, których sztabowcy zaklejają własnymi plakaty zawieszone legalnie na miejskich słupach. To naprawdę żenujące. Ale cóż, może właśnie po tego rodzaju praktykach musimy poznawać poziom tych, którzy mają nas reprezentować w Europie.
Co na to sztab wyborczy Tomasza Dudzińskiego?
- Przychodzą do nas ludzie, którzy biorą od nas plakaty - tłumaczy Michał Malec, radny miejski (PiS) odpowiedzialny za kampanię tego kandydata w Zamościu. - Chcą po prostu pomagać. I naklejają je w różnych miejscach. Wszystko sprawdzimy. Jeśli coś wymknęło się spod kontroli, plakaty usuniemy.