Głosowanie korespondencyjne dla wszystkich, albo przedłużenie kadencji urzędującego prezydenta o dwa lata. To w tej chwili możliwe scenariusze związane z planowanymi na 10 maja wyborami prezydenckimi. Opozycja oba pomysły krytykuje i proponuje jeszcze inne rozwiązanie
W poniedziałek Sejm będzie głosował nad złożoną w piątek przez Prawo i Sprawiedliwość autopoprawką do projektu ustawy dotyczącej szczegółowych zasad przeprowadzenia korespondencyjnego w majowych wyborach. Miałoby ono dotyczyć już nie tylko seniorów powyżej 60. roku życia i osób przebywających w tym czasie w kwarantannie, jak proponowano wcześniej. Teraz taki sposób oddania głosu byłby jedyną możliwością uczestnictwa w wyborach dla wszystkich wyborców.
W praktyce ma to wyglądać tak, że w ciągu siedmiu dni przed wyborami każdy wyborca otrzymałby pocztą pakiet z kartą do głosowania, dwiema kopertami, instrukcją oraz oświadczeniem o osobistym i tajnym oddaniu głosu. Po wypełnieniu kartę należałoby włożyć do pierwszej koperty, a następnie wraz z podpisanym oświadczeniem do koperty zwrotnej i dostarczyć do wskazanej skrzynki pocztowej. Oddane w ten sposób głosy w dniu wyborów miałyby być transzami dostarczane do komisji wyborczych.
Ale zgodności co do przeprowadzenia głosowania 10 maja nie ma w samym obozie rządzącym. Na ich organizację w tym terminie nie chce się zgodzić Porozumienie Jarosława Gowina. Wicepremier i minister nauki w piątek zaproponował, by wydłużyć kadencję urzędującego prezydenta o dwa lata bez możliwości ubiegania się o reelekcję i wybory przeprowadzić w 2022 roku. Do tego potrzebna by była jednak zmiana Konstytucji i poparcie opozycji.
Na to się jednak nie zanosi, bo inne partie wypowiadają się krytycznie na temat obu proponowanych rozwiązań.
– Przeprowadzanie wyborów w środku szalejącej epidemii to świadectwo tego, że rządzącym pomyliły się priorytety. Zamiast walczyć o życie i zdrowie ludzi, walczą o władzę – mówi Joanna Mucha, parlamentarzystka Platformy Obywatelskiej. Zarówno ona, jak i inni nasi rozmówcy podkreślają, że wybory w formie korespondencyjnej również wiązałyby się z ryzykiem rozprzestrzenianiem się koronawirusa. Pojawiają się też wątpliwości związane z tym, czy możliwe będzie sprawne dostarczenie pakietów wyborczych wszystkim osobom uprawnionym do głosowania.
Większość formacji opozycyjnych opowiada się za ogłoszeniem stanu klęski żywiołowej, co wiązałoby się z przełożeniem wyborów. – Dziś de facto on już obowiązuje. Wskazują na to wprowadzone do tej pory ograniczenia. Jedyna różnica jest taka, że w stanie klęski żywiołowej nie można organizować wyborów – komentuje Jacek Czerniak z Lewicy.
– Mam wrażenie, że rozpętywanie dyskusji na temat różnych scenariuszy wyborczych ma służyć odciąganiu uwagi opinii publicznych od naprawdę ważnych tematów, jakimi w tej chwili są problemy służby zdrowia i gospodarki – uważa Jakub Kulesza z Konfederacji.
– O przedłużeniu kadencji prezydenta możemy rozmawiać, ale po ogłoszeniu stanu nadzwyczajnego – stwierdza natomiast Jarosław Sachajko z PSL-Kukiz’15. – Na wprowadzenie zmiany w Konstytucji potrzeba 44 dni, a tyle czasu nie mamy.
Zdaniem posła PiS, wiceministra aktywów państwowych Artura Sobonia, wybory korespondencyjne lub przedłużenie kadencji to jednak najbardziej rozsądne rozwiązania.
– Każde inne jest destabilizowaniem sytuacji i graniem bezpieczeństwem Polaków. W obecnej chwili jedyną przesłanką do wprowadzenia stanu wyjątkowego byłoby przełożenie wyborów. Dlatego możemy pójść na polityczną zgodę, przyjmując propozycję wicepremiera Gowina, albo pozwolić na głosowanie korespondencyjne, co jest możliwe do zrealizowania i funkcjonuje w wielu państwach. Może nie jest to rozwiązanie idealne, wolelibyśmy głosować w sposób, jaki znamy, ale dziś niczego nie robimy w taki sposób – przekonuje Soboń.