Poszukiwania archiwum AK i WiN w Bełżycach zakopanego przez Janinę Cel z domu Kuligowską ps. „Niusia” zostały rozpoczęte i będą kontynuowane. Wczoraj, z inicjatywy pochodzącego z tego miasta posła Dominika Tarczyńskiego ruszyły wykopaliska na prywatnej działce, niedaleko rynku. – Jako dziecko pamiętam jak nazywano mnie wnukiem bandyty - nie kryje parlamentarzysta, wnuk Józefa Albińskiego ps. „Lis”.
– Jesteśmy po pierwszym dniu. Nadal nie udało się znaleźć archiwum „Zapory”, „Rysia” i „Lisa” – mojego dziadka. Nadal nie mamy dokumentów, których szukamy, ale jesteśmy pełni wiary – mówi poseł Dominik Tarczyński. – Wierzymy, że to czego szukamy, czyli archiwum żołnierzy wyklętych na Lubelszczyźnie gdzieś tutaj jest. Będziemy kontynuować prace w czwartek. Nie odpuścimy dopóki nie będziemy mieć pewności, że albo ten słój z archiwum jest, albo go nie ma. Sprawdzimy każdy skrawek ziemi, aby mieć pewność, że zrobiliśmy wszystko. To jest nasz moralny obowiązek, sprawdzić czy te dokumenty są. Jeśli je znajdziemy to one odmienią oblicze tego, jak narracje komunistyczna niszczyła żołnierzy wyklętych i ich rodziny.
Sprawę archiwum Armii Krajowej i Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość nagłośnił młodszy syn Janiny Cel z domu Kuligowskiej ps. „Niusia”. Pochodziła z Bełżyc. Była żołnierzem AK i archiwistką m.in. kpt. Stanisława Łukasika ps. „Ryś”. W czerwcu br. Grzegorz Cel opowiedział nam historię ukrytych przez jego matkę dokumentów. Wśród nich według zeznania Stanisława Kowalskiego ps. „Żmijka” są m.in. wyroki wykonane, rozkazy, listy członków.
Grzegorz Cel już 4 lata temu przekazał wszelkie posiadane przez niego informacje na ten temat lubelskiemu oddziałowi Instytutu Pamięci Narodowej. Badania jednak się nie rozpoczęły. Po nagłośnieniu przez nas tej historii tematem zainteresował się pochodzący z Bełżyc poseł Dominik Tarczyński. Parlamentarzysta Prawa i Sprawiedliwości z własnych pieniędzy zorganizował poszukiwania i uzyskał wszelkie zgody. Wczoraj badania prowadzone m.in. pod nadzorem archeologa się rozpoczęły.
Skąd takie zaangażowanie posła? – Jako dziecko pamiętam jak nazywano mnie wnukiem bandyty – mówi poseł Tarczyński. – Pamiętam też jak moja babcia zemdlała ze strachu kiedy w latach dziewięćdziesiątych BBC przyjechało, aby zrobić dokument o moim dziadku, a babcia myślała, że to SB. Widziałem jak byli nękani. Widziałem co przeżywała moja mama. Widziałem, co znaczy słowo partyzant. Za „komuny” to była największa obelga. Robię to bo czuję, że jest to mój obowiązek i chciałbym aby przyszłe pokolenia także o moją pamięć tak dbały. To może brzmieć górnolotnie, ale albo coś robimy, albo jesteśmy teoretykami patriotyzmu.
Poseł wierzy, że wśród ukrytych dokumentów są też te dotyczące jego dziadka. – Wszystko co wiemy na temat mojego dziadka to są relacje członków jego oddziału – opowiada poseł Tarczyński. – Jeszcze jako student odwiedziłem tych żyjących. Pytałem na czym polegała ich działalność. Żołnierze wiedząc, że jestem studentem KUL-u dosyć chętnie mi opowiadali, choć nie mówili o szczegółach. Widziałem też dokumenty IPN-u. Niestety większość z nich jest oparta na donosach tajnych współpracowników, więc nie można traktować ich do końca poważnie. Trzeba mieć do tego duży dystans. Jedyny dokument, który pokazuje kim był mój dziadek to odręczna notatka na UB, w której mój dziadek mówi: „Tak, jesienią 1945 r. zostałem mianowany przez „Rysia” (na komendanta WiN w Bełżycach-red.).
W poszukiwaniach w Bełżycach uczestniczy syn „Niusi” Grzegorz Cel. – Cieszę, się z decyzji posła Dominika Tarczyńskiego o kontynuowaniu robót. Ma rację i w pełni popieram tę decyzję – zaznacza Grzegorz Cel. – Chodzi o dokumenty AK i WiN, bez żadnej naleciałości ubeckiej. Dzięki nim będziemy wiedzieć co się wtedy działo.
Syn Janiny Cel ma nadzieję, że słoik z dokumentami, o którym wie od swojej matki uda się odnaleźć. – Ani jeden dokument z archiwum AK i WiN-u z Bełżyc nie ujrzał światła dziennego – podkreśla syn „Niusi”. – Nie ma takich dokumentów ani w IPN-ie ani wśród członków naszego stowarzyszania żołnierzy wyklętych na terenie Bełżyc. Obserwuję też to co pojawia się na rynku. Nikt tego nie widział.
– To musi tutaj być – dodaje poseł Tarczyński.
Podczas piątkowych poszukiwań, w których mieliśmy okazję uczestniczyć została odkopana m.in. łuska po naboju Mauser. To najpopularniejszy nabój karabinowy używany podczas II wojny światowej.