Rozmowa z Ewą Piasecką, zastępcą dyrektora Poleskiego Parku Narodowego.
• Ogień spustoszył Biebrzański Park Narodowy. Spowodował nieodwracalne straty. Boi się pani, że coś podobnego może się przydarzyć i was?
– Jak najbardziej się tego boję. To ostrzeżenie dla nas, ale i wszystkich parków narodowych w kraju. Niestety wciąż jest bardzo sucho i wystarczy niedopałek, nie mówiąc już o wypalaniu traw, aby i u nas doszło do kataklizmu.
• Ostrzeżenie przekłada się na konkretne działania?
– Na całym naszym terenie operują patrole przeciwpożarowe. W naszej siedzibie funkcjonuje też punkt alarmowo-dyspozycyjny. W przeciwieństwie do Lasów Państwowych nie mamy wież obserwacyjnych z zainstalowanym na nich monitoringiem. Niemniej jednak na bieżąco i blisko współpracujemy z leśnikami, którzy natychmiast informują nas o wszelkich zagrożeniach pożarowych. Tej wiosny nie mieliśmy jeszcze ognia w granicach parku, ale w sąsiedztwie, w kilku miejscach, płonęły już łąki. Niestety wypalanie traw w naszym regionie jest nagminne.
• W Biebrzańskim Parku Narodowym zemścił się niedobór wody. Jak pod tym względem jest u was?
– Nasze torfowiska jeszcze się trzymają, chociaż za sprawą suszy wody jest w nich mniej, niż w latach ubiegłych. Zaprocentowały nasze wieloletnie wysiłki związane z zatrzymywaniem wody w parku. Od początku istnienia PPN likwidujemy wybudowane przed powstaniem parku, a obecnie szkodliwe, urządzenia melioracyjne oraz budujemy groble, przetamowania i tak zwane mnichy, czyli budowle hydrotechnicznie do regulacji przepływu wody. Naszymi pracowitymi sojusznikami w tych wysiłkach są także bobry. Naprawdę robią dobrą robotę.
• Gdyby, pomimo wszelkich środków ostrożności, pożar pojawił się w „naszym” parku, to na ile jesteście na to gotowi?
– Tak jak powiedziałam, nasze patrole operują w lasach, na trzcinowiskach, torfowiskach i łąkach. Mamy wyznaczone drogi przeciwpożarowe i punkty czerpania wody. Park dysponuje motopompami, agregatem wysokociśnieniowym z autonomicznym zbiornikiem i innym sprzętem. Ponadto mamy plan ochrony przeciwpożarowej na 20 lat i corocznie opracowujemy metody postępowania właśnie na wypadek pożaru. Wszystko to we współpracy z Państwowymi Strażami Pożarnymi z powiatów, gdzie sięga nasz park, czyli Komendą Miejską w Chełmie i Komendami Powiatowymi w Łęcznej, Parczewie i Włodawie. Ponadto współpracujemy ze wszystkimi Ochotniczymi Strażami Pożarnymi na naszym terenie. Słowem wiemy, na kogo możemy liczyć.
Strażacy zakończyli akcję gaśniczą w Biebrzańskim Parku Narodowym. Podpaleniem zajmuje się prokuratura
Prokuratura Okręgowa w Białymstoku zajęła się sprawą pożaru w Biebrzańskim Parku Narodowym. W niedzielę strażacy poinformowali, że udało się zakończyć akcję gaśniczą. Pożar trwał prawie tydzień, a w jego wyniku spłonęło ponad 5 tysięcy hektarów bagiennych łąk oraz terenów leśnych. Strażacy, którzy walczyli z ogniem w Biebrzańskim Parku Narodowym, wracają do swoich jednostek.
– To było bardzo skomplikowane, z jednej strony logistycznie i organizacyjnie, także operacyjnie. Trudności terenowe były dla nas czynnikiem tym dodatkowym, który spowodował, że pożar, który był widoczny powierzchniowo, żeby do niego dotrzeć czasami to wymagało dużego wysiłku ze strony strażaków. W momencie szczytowym w działania było zaangażowanych 500 strażaków, żołnierzy, ratowników. Ta liczba osób jest większa z uwagi na to, że część sił się rotowała – wyjaśnił Marcin Jankowski ze straży pożarnej w Białymstoku.