Nawet znając język angielski, trudno domyślić się, jakiego speca potrzebuje pracodawca, który zamieszcza ogłoszenie z ofertą pracy.
Nie można mieć pretensji do nikogo, gdy określenia te są zawarte w ofercie, która cała jest w obcym języku. A to dlatego, że jest to wstępna selekcja, która ma przyciągać osoby znające dany język.
Inaczej jest natomiast, gdy mamy do czynienia z polskim tekstem, a tylko stanowisko brzmi egzotycznie. W takiej sytuacji niektórzy czują się zbici z tropu.
Bujda na piśmie
Na początku angielskie nazwy odnosiły się tylko do mało znanych i renomowanych stanowisk. Teraz człowiek, który dowozi pizzę nazywa się pizza driver, a sprzedawca visual merchandiser. Mnóstwo jest również już wspomnianych managerów, którym najczęściej dopisuje się jeszcze specjalizacje. I tak mamy municipal sales manager, który jest współpracownikiem samorządowym, field force managera - zamiast przedstawiciela handlowego, senior relationship managera, który odpowiada za kontakt z wybranymi klientami. I najczęściej występujący produkt - manager, który również zazwyczaj oznacza przedstawiciela handlowego.
Lepsze brzmienie
Innym ważnym powodem jest to, że niektórzy pracodawcy, zamiast dać swoim pracownikom, podwyżkę... nazywają ich stanowiska pracy po angielsku.
Co mówią przepisy
Na szczęście niektórzy polscy pracodawcy bronią się przed stosowaniem angielskich nazw. W tym celu służy im zwrot "specjalista do spraw...”.
Ma on za zadanie również podniesienie prestiżu posady, tyle że w sposób tradycyjny.