Rolnicy uwijają się jak mrówki przy zbiorze truskawek, które w tym roku wyjątkowo obrodziły.
Lipiny - mała wieś koło Chodla. Choć gleby słabe, to truskawki można spotkać praktycznie u każdego gospodarza.
Krzysztof Wójcik ma 20 arów truskawek i 70 arów malin. Jako jedyny we wsi nawadnia swoje plantacje. - Gleby piąta i szósta klasa, ziemia szybko wysycha, więc bez nawadniania nic by z pola nie zebrał - przyznaje Wójcik.
Cztery lata temu w instalację nawadniającą zainwestował 20 tys. zł. I nie żałuje. Pieniądze już się zwróciły. Co drugi dzień przywozi do punktu skupu ponad 200 kilogramów dorodnych truskawek.
Cena owoców jednego dnia rośnie, na drugi dzień spada. Wczoraj za kilogram truskawek z szypułką skupujący płacili 1,80 zł, a bez szypułki o złotówkę więcej.
- Aby mówić o jakimś zarobku, za kilogram truskawek powinniśmy dostać 5 zł - twierdzą plantatorzy.
- Na razie skupujemy średnio tonę dziennie, a jeszcze kilka lat temu przyjmowaliśmy po piętnaście ton - mówi Władysław Kwiatkowski, który skupem owoców trudni się już od kilkunastu lat. - Dziś ludzie sadzą tyle tylko, aby sami zdołali zebrać plony, bo nie opłaca się zatrudniać rwaczy.
- Tym, którzy już zdecydują się przyjść, musimy za łubiankę zapłacić 2,50 zł i dać im coś zjeść - mówi Marianna Przepiórka, która zbiera owoce ze swojej plantacji wspólnie z rodziną i sąsiadami.
- 2,50 zł za łubiankę? Nie opłaca się. Lepiej pójść tam, gdzie płacą za dniówkę - 50-60 zł. I nie trzeba się przepracowywać - twierdzi dziewiętnastoletni Jacek.
Agnieszka Ciekot