Oni na mnie napadli, a ja teraz zapłacę za pomoc w ich złapaniu - zapowiada przedsiębiorca. Złodzieje przebrani za policjantów skuli go kajdankami i okradli jego dom.
W sprawie napadu na biznesmena trwa śledztwo. - W tej chwili mogę tylko powiedzieć, że przesłuchujemy kolejnych świadków - informuje Marcin Koper, rzecznik puławskiej policji.
Pod koniec stycznia do firmy Stanisława Krzaczka w podpuławskiej Klikawie przyjechali mężczyźni podający się za policjantów. Właściciela nie było. Oszuści udali się więc do budynku przy ul. Kołłątaja w Puławach, gdzie jego firma prowadzi remont. Pokazali legitymacje i oświadczyli, że są z Komendy Stołecznej Policji. Zakomunikowali Krzaczkowi, że jest zamieszany w sprawę o zabójstwo. - Byłem w szoku. Oczywiście zaprzeczyłem wszystkiemu - opowiada przedsiębiorca.
Wtedy "policjanci” stwierdzili, że muszą go zabrać do komendy. Skuli ofiarę kajdankami i wyprowadzili na ulicę. Wsiedli do niebieskiego busa. - Patrząc na wyposażenie auta uświadomiłem sobie, że to napad. Ale nie dawałem po sobie nic poznać. Bałem się, że mnie gdzieś wywiozą - opowiada przedsiębiorca.
Dopiero po jakimś czasie otwarcie zażądali pieniędzy. - Zaczęli wyrzucać rzeczy z szafy. Grozili, że jak im nie dam, a oni coś znajdą, to mnie zabiją. Musiałem oddać pieniądze, bo bałem się o swoje życie - mówi przedsiębiorca.
Potem przykuli właściciela kajdankami do poręczy i odjechali. - Mam świadomość, że bandyci nie pochodzą stąd. Ale jestem przekonany, że wszystko ustawiła osoba z mojego otoczenia. Złodzieje znali za dużo szczegółów - mówi Krzaczek.