Mieszkaniec gminy Kazimierz Dolny chce zbudować dom na swojej działce, ale nie może, bo według urzędników, znajduje się na niej las. Teraz, żeby otrzymać pozwolenie, musi ponieść dodatkowe opłaty i czekać na zmianę klasyfikacji gruntu.
O swoim problemie z uzyskaniem pozwolenia na budowę domu napisał do nas jeden z mieszkańców Puław. Jak twierdzi, posiada działkę budowlaną w gminie Kazimierz Dolny, gdzie wkrótce miał zamiar rozpocząć budowę domu. Na działce znajdują się pozostałości budynków gospodarczych, ale miejsca na nowy dom jest wystarczająco dużo. Niestety okazało się, że pozwolenia otrzymać nie może.
– Powiedziano mi, że nie mogę się tam budować, bo na tej działce znajduje się las. Gdy zaprzeczyłem, odesłano mnie do Wydziału Geodezji. Po tym jak znów wytłumaczyłem, że na tej działce nigdy nie było lasu, odesłano mnie do Leśnictwa (Wydziału Ochrony Środowiska, Rolnictwa i Leśnictwa – przyp. red). Po sprawdzeniu na mapach uzyskałem potwierdzenie, że lasu nie ma i w Geodezji jest błąd. Wróciłem więc do tego wydziału, a tam usłyszałem, że to ja nie dopilnowałem tej sprawy, a błąd mogę sprostować, ale na swój koszt – opowiada nasz czytelnik.
Mieszkaniec Puław nie rozumiejąc dlaczego ma ponosić koszty zmiany klasyfikacji gruntu (ok. 300-500 zł) i czekać kilka miesięcy na aktualizację dokumentów, udał się do wicestarosty, Michała Godlińskiego. – Przez godzinę słuchał moich wyjaśnień i w końcu powiedział, że ten błąd zostanie naprawiony, ale gdy po kilku miesiącach wróciłem do Starostwa Powiatowego, od urzędników usłyszałem, że to jednak ja będę musiał za to zapłacić – przyznaje rozczarowany mieszkaniec.
O powody tego rodzaju decyzji zapytaliśmy kierownika Wydziału Geodezji Mariusza Kasprzaka. Wyjaśnia, że starosta nie może płacić za zmianę klasyfikację gruntów, jeśli nie występują ku temu konkretne przesłanki wyszczególnione w rządowym rozporządzeniu. – Można to zrobić tylko w sześciu przypadkach, m.in. po klęsce żywiołowej, czy w ramach modernizacji lub scalania gruntów – mówi kierownik, który odsyła do rozporządzenia nr 1246 z 2012 roku.
Na pytanie, jak to możliwe, że w dokumentach znajduje się coś innego, niż w rzeczywistości, szef powiatowej geodezji odpowiada, że tego rodzaju historie zdarzają się. – Musimy opierać się na dokumentach, które często pochodzą z lat 60-tych ubiegłego wieku. Trudno dzisiaj udowodnić, że w tamtym czasie na danej działce nie było lasu. Przypominam, że obowiązek zgłaszania zmian w przeznaczeniu budynków, czy gruntów spoczywa na ich właścicielach – tłumaczy kierownik Kasprzak.
Według urzędników, zdarza się, że w przeszłości, w okresie PRL właściciele działek wycinali lasy bez informowania o tym fakcie władz, przez co dzisiaj nie wszystko to, co znajduje się w ewidencji zgadza się ze stanem faktycznym. Niestety, żeby las, którego nie ma, zniknął z dokumentów, nie wystarczy spojrzenie na aktualne zdjęcie lotnicze, czy przyjazd na miejsce. Do tego celu potrzebny jest specjalista, który wykona badanie gruntu, oceni klasę ziemi, obejrzy przekrój, wykona opis i zainkasuje za swoją pracę kilkaset złotych.