56-letni kierowca fiata seicento przyjechał na parking przy ekspresówce pod wpływem alkoholu i jeździł na nim pod prąd. Podczas policyjnej interwencji udawał, że... nie ma go w aucie
Zdarza się, że kierowcy zatrzymywani przez policjantów podejmują próby uniknięcia odpowiedzialności. Niektórzy próbują ucieczki, inni stawiają na argumenty. W tym przypadku mundurowi zetknęli się z rzadko stosowaną techniką - "na niewidzialnego". W niedzielę, ok. godz. 3 nad ranem po parkingu przy drodze ekspresowej S17 w gminie Markuszów jeździł fiat seicento. Uwagę funkcjonariuszy wzbudził fakt, że pojazd poruszał się pod prąd, niezgodnie z obowiązującym oznakowaniem.
Kierowca widząc zbliżający się w jego kierunku patrol zatrzymał auto, zgasił silnik i światła, a następnie przylgnął do oparcia fotela i znieruchomiał. Gdy policjanci podeszli do jego samochodu, przez dłuższą chwilę nie reagował. Prawdopodobnie sądził, że nie zostanie zauważony. Gdy zdał sobie sprawę, że próba wtopienia się w tapicerkę seicento zawiodła, opuścił szybę, pokazał dokumenty i dmuchnął w alkomat.
Okazało się, że wyobraźnia 56-letniego mieszkańca Sosnowca była wspomagana alkoholem. Mężczyzna miał 1,6 promila. Za kierownicę nie powinien wsiadać także z innego powodu. Wyszło na jaw, że ma sądowy zakaz prowadzenia pojazdów.
- Grozi mu do 5 lat pozbawienia wolności i wysoka grzywna. 56-latek będzie musiał zapłacić również świadczenie w wysokości do nawet 60 tys. zł - wylicza kom. Ewa Rejn-Kozak, rzeczniczka puławskiej policji.