Część pracowników I LO im. ks. A. J. Czartoryskiego broni dyrektor Beata Trzcińskiej-Staszczyk, która wkrótce, po decyzji zarządu powiatu, ma zostać odwołana ze stanowiska
Kadra puławskiego liceum prawdopodobnie jeszcze nigdy nie była tak podzielona, jak obecnie. Wśród nauczycieli jest 20 osób, które wyrażają dezaprobatę wobec sposobu zarządzania placówką przez dyrektor Beatę Trzcińską-Staszczyk. To autorzy skargi do rady powiatu, która to została następnie uznana za zasadną zarówno przez komisję rewizyjną poprzedniej kadencji powiatowego samorządu, jak i obecną radę powiatu.
Przypominamy, że zasadność skargi uznana przez radę oraz wyniki kontroli przeprowadzonej w szkole przez starostwo, stały się przyczyną podjęcia decyzji o odwołaniu dyrektor "Czartorycha". - Kontrola wykazała nieprawidłowości, także o charakterze finansowym - przyznaje Małgorzata Noskowska, kierownik Wydziału Edukacji w puławskim starostwie. Władze powiatu krytykują m.in. pobieranie opłat od uczniów za korzystanie z szafek zakupionych za publiczne środki.
Tymczasem część pracowników I LO podważa zarówno wyniki tej kontroli, jak i sposób działania władz w sprawie sytuacji w szkole. - Praca szkoły i pani dyrektor od 3 miesięcy poddawana jest licznym kontrolom. Żadna z nich nie wykazała nieprawidłowości - ocenia Katarzyna Kwiatek, nauczycielka liceum, której zdaniem "zarzuty" wobec dyrektor szkoły są niezasadne. - To subiektywne, nie poparte dowodami odczucia, które można postawić każdemu - dodaje nauczycielka.
Grupa pracowników odnosi się także do kwestii kontrowersyjnych opłat pobieranych od części uczniów. - Dochód z opłat za szafki, które nie są obowiązkowe, uwzględniany był w planie finansowym szkoły i akceptowany przez Powiat Puławski od wielu lat. Praktyka taka stosowana jest przez szkoły w całym kraju, również w szkołach puławskich. Uczniowie, którzy nie chcą korzystać z szafek na ubrania, korzystają z ogólnodostępnego boksu - wyjaśniają.
Problem w tym, że nie chodzi o jedynie sam fakt pobierania opłat, ale równeż to, czy środki przekazywane przez uczniów kończyły się wydaniem stosownego pokwitowania. Jeszcze istotniejsze było to, czy ten dochód był księgowany i najważniejsze - gdzie trafiały zbierane w ten sposób środki. Według władz powiatu, cała ta procedura nie wygląda tak, jak powinna, a opłaty (nie licząc kaucji zwrotnej) w ogóle nie powinny być nakładane.
Tymczasem nauczyciele I LO, którzy popierają swoją dyrektor, zapewniają, że wszystko było w porządku, a od roku 2016 wpływami z opłat zajmowała się Rada Rodziców. Dzisiaj starają się przekonać nową komisję skarg i wniosków, żeby ta ponownie rozpatrzyła zeszłoroczną skargę. Z tym, że tym razem, pozwalając ich "stronie" na szersze przedstawienie stanowiska. Jedną z form obrony przed zarzutami ze strony ich kolegów (niezadowolonych z pracy dyrektor) mają być sukcesy uczniów oraz popularność samej szkoły. - One są najlepszym dowodem na to, że ta skarga jest niezasadna - podkreśla Katarzyna Kwiatek.
Na korzyść dyrektor przemawiać mają także pozytywne opinie wydane przez kuratora oświaty, Radę Liceum, inspekcję pracy oraz związki zawodowe. Nauczyciele wskazują również na rosnące zatrudnienie i brak zwolnień w ostatnich latach. Odnoszą się również do słów o "zabijaniu hieny", jakie padły podczas zebrania rady pedagogicznej. Ich zdaniem każdy uczestnik "sam ponosi odpowiedzialność na swoje słowa", przypominając przy okazji, że dyskusję prowadził wicedyrektor, Rafał Cieśla.
Obecnie pracownicy szkoły, zarówno ci popierający dyrektor, jak jej przeciwnicy, czekają na kolejny ruch ze strony zarządu powiatu.
Ten ostatni czeka obecnie na opinie kuratora oświaty, żeby doprowadzić do odwołania Beaty Trzcińskiej-Staszczyk. Dyrektor I LO nie poddaje się jednak i niewykluczone, że skorzysta z możliwości odwołania się. Niektórzy nauczyciele uważają, że sprawa skończy się w sądzie.