![AdBlock](https://cdn01.dziennikwschodni.pl/media/user/adblock-logos.png)
![Radosław Barzenc (z prawej) z "Zielonego Powiśla" (fot. Radosław Szczęch / archiwum)](https://cdn01.dziennikwschodni.pl/media/news/2015/2015-10/adcf5c3b29a4b3568e026f8fb5cb67c2.jpg)
W najbliższą niedzielę odbywają się wybory parlamentarne, ale w gminie Końskowola tego samego dnia odbywa się także lokalne referendum dotyczące zablokowania niechcianych inwestycji przemysłowych.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
![Artykuł otwarty](https://cdn01.dziennikwschodni.pl/media/user/open-article.png)
![AdBlock](https://cdn01.dziennikwschodni.pl/media/user/adblock-logos.png)
Mieszkańcy gminy Końskowola w lokalach wyborczych będą decydować o kształcie nowego parlamentu, ale czekać na nich będą także karty referendalne z pytaniami o przyszłość ich najbliższego otoczenia. W głosowaniu zdecydują o tym, czy na terenie całej gminy będzie można lokować zakłady utylizujące lub przetwarzające odpady zwierzęce. Zaakceptują lub sprzeciwią się planom budowy biogazowni o dużej mocy.
Pod wnioskiem o referendum podpisało się około 2,5 tysiąca mieszkańców gminy. Pytania nie są przypadkowe. Mają za zadanie powstrzymać tego rodzaju inwestycje, w związku z planami rozwoju zakładów mięsnych Pini Beef, o których głośno zrobiło się latem tego roku. Walkę o społeczne konsultacje zainicjowało stowarzyszenia „Zielone Powiśle”, które zarzuciło władzom gminy brak stanowczych działań w tym zakresie.
Radosław Barzenc z „Zielonego Powiśla” i radny Janusz Próchniak wykorzystują ostatnie dni na prowadzenia kampanii. Ważnym zadaniem jest uświadomienie mieszkańcom, którzy są przeciwni wyżej wymienionym inwestycjom do głosowania na „tak”. Gotowe są już ulotki, „2 x TAK”, pojawiają się informacje w internecie, a w ostatnim tygodniu do Końskowoli zawitała nawet kamera TVP z programu „To jest temat”. Mieszkańcy przynieśli transparenty, na których można było przeczytać, że nie chcą „bomby ekologicznej”, „toksyn” i „smrodu”.
O komentarz w sprawie referendum poprosiliśmy dyrektora Pini Beef, Artura Osiaka. Zapytaliśmy, czy jego wynik będzie miał wpływ na firmę, a w szczególności jej plany inwestycyjne. – Konsekwentnie nie będę tego komentował. Wiem, że to jest wdzięczny temat dla mediów, ale ja nie będę się do tego odnosił – stwierdził Osiak.
Żeby referendum było wiążące, musi wziąć w nim udział ponad 30 procent uprawnionych w gminie do głosowania. To oznacza, że jego organizatorzy potrzebują podobną ilość głosów, którą udało im się już zebrać pod wnioskiem o jego rozpisanie.