40 minut trzeba było w niedzielę wieczorem by wjechać do Puław od Kazimierza. Wszystko przez remonty. - Nie wyznaczaliśmy objazdów, bo nie było takiej potrzeby - mówią drogowcy.
Ruch mają usprawnić trzy tymczasowe sygnalizacje świetlne. Mimo to, aby przejechać tamtędy i dostać się do centrum miasta kierowcy muszą liczyć się ze stratą kilku minut i staniem w korkach, bo samochody jeżdżą wahadłowo.
W minioną sobotę sprawę skomplikowała dodatkowo awaria wodociągu, dlatego wyznaczono kolejny objazd, przez polną ulicę Piasecznica.
Jeszcze gorzej było w niedzielne popołudnie.
Z Kazimierza Dolnego w drogę powrotną do domów w całej Polsce wyruszyły tysiące turystów. Spora część z nich właśnie przez Puławy. Ruch był bardzo duży, a korek w stronę Puław zaczynał się już w Parchatce.
Kierowcy mieli dwa wyjścia: albo wlec się noga za nogą co najmniej 40 minut, albo zawrócić i pojechać inną drogą.
Tak też robili niektórzy kierowcy busów. Kierowcy samochodu kursującego z Opola Lubelskiego to pasażerowie podpowiedzieli którędy jechać. Wybrał polną drogę przez las, ale bezpiecznie dotarł na miejsce. - Mam rozkład jazdy i muszę się go trzymać - denerwuje się kierowca.
Nie byłoby kłopotu, gdyby drogowcy wyznaczyli objazdy. - Przecież większość osób stojących w korku nie wie którędy pojechać, żeby ominąć roboty na drodze. A nigdzie nie ma znaków - mówi pan Paweł, kierowca z Puław który również w niedzielę utknął w korku.
- Nie wyznaczaliśmy objazdów, bo nie było takiej potrzeby. Ruch wahadłowy dobrze się sprawdza - twierdzi Andrzej Chmielowski, kierownik Rejonu Dróg Wojewódzkich w Puławach. - Niedzielny korek był chwilowy i spowodowany nadmiarem aut jadących z Kazimierza.
Zarządca drogi prosi o wyrozumiałość. - Roboty na ul. Włostowickiej i Kazimierskiej potrwają do końca listopada - mówi Tomasz Kwiatkowski, zastępca kierownika RDW w Puławach.