Brną w błocie lub duszą się w kurzu. O drogę z prawdziwego zdarzenia walczą
już od trzydziestu lat. Po naszej interwencji pomoc obiecuje jeden z radnych.
Najgorzej jest jesienią i wczesną wiosną. - W ogóle nie da się dojechać - mówi Ewa Cieśla. - Wyciągamy się nawzajem ciągnikami z tego błota. Jak ktoś zachoruje, to trzeba go dowieźć kilkaset metrów do szosy, bo karetka nie może przyjechać.
To nie jedyny problem. - Listonosz zostawia korespondencję w sklepie na wsi, bo jego samochód psuje się na tych wertepach - dodaje Jan Grzęda.
Ostatnio drogą przejechała równiarka. - Trochę się poprawiło, ale na dłuższą metę to nic nie da. Przyjdzie pora deszczowa i znów będziemy mieli kłopot - uważa Jadwiga Wiejak.
Zdaniem mieszkańców, problemem nie interesuje się radny z ich miejscowości. - Dziwię się mu, bo w poprzedniej kadencji był zastępcą wójta, a teraz dalej jest w radzie i w naszej sprawie w ogóle nic nie działa - mówi Grzegorz Cieśla. - Władze przysyłają równiarkę albo przywożą nam wywrotkę piachu i myślą, że to załatwi sprawę.
Skontaktowaliśmy się z radnym Bałtowa. - Rozumiem mieszkańców, ale pieniędzy w budżecie jest mało i wszystkiego nie da się zrobić - tłumaczy Krzysztof Gędek. - Ja sam, choćbym chciał, to nie jestem w stanie przeforsować tego w radzie.
Radny zapewnia jednak, że prośby mieszkańców zostaną uwzględnione przy najbliższym podziale pieniędzy na remonty dróg gminnych. Radni zbiorą się w tej sprawie w czwartek. - Do podziału mamy 100 tys. zł. Można pomyśleć o zakupie jakiegoś kamienia czy kruszywa na tę drogę - mówi Gędek.
Na asfalt mieszkańcy Bałtowa muszą poczekać jeszcze dwa lata. - Ta inwestycja jest zapisana w naszym planie na 2011 rok. Chcemy ją wykonać wspólnie z powiatem, który jest właścicielem odcinka tej drogi - wyjaśnia radny.