W gminie Puławy jest 70 przepompowni ścieków. Nie ma tygodnia, by któraś z nich nie uległa awarii. Przyczyny zawsze są te same – użytkownicy do toalet i studzienek wrzucają coś, czego wrzucać nie powinni.
Ostatnia awaria była w czwartek. Pracowników Grupy Utrzymania i Eksploatacji Wodociągów i Kanalizacji w Górze Puławskiej, którzy nawet w środku nocy muszą jechać do uszkodzonej przepompowni, nic już chyba nie jest w stanie zaskoczyć. Wewnątrz przepompowni widzieli już chyba wszystko. Ostatnim razem czerwone kontrolki zaświeciły się o 3 nad ranem, a mieszkańcy, którzy zauważyli, że ścieki zaczynają wypływać ze studzienek, zaalarmowali pracowników GUiEWiK i władze gminy. Okazało się, że pompy zostały uszkodzone przez śmieci, który znalazły się w rurach ściekowych. Gdy tak się dzieje, urządzenia najczęściej przegrzewają się i palą, a wcześniej przez wiele godzin pracują, próbując bezskutecznie przepchnąć zawartość rur. W konsekwencji system pobiera znacznie więcej energii elektrycznej, niż powinien, a wiele jego elementów nadaje się tylko do wymiany.
– Mieszkańcy naszej gminy potrafią wyrzucić do kanalizacji niemal wszystko. To, co najczęściej powoduje awarie to wszelkie materiały opatrunkowo-higieniczne (podpaski, czy chusteczki nawilżające). Często znajdujemy też patyczki do uszu, szmaty, mopy, reklamówki. To naprawdę nie służy naszym przepompowniom – mówi Zbigniew Polak, kierownik GUiEWiK w Górze Puławskiej.
Jak informuje kierownik lokalnych wodociągów i kanalizacji, do awarii dochodzi regularnie od kilku lat. – Gdy zdarzy się jeden weekend, kiedy mamy spokój, to jest naprawdę dobrze. Próbujemy apelować, piszemy listy, ale to nie zawsze przynosi skutek – dodaje Polak.
Raz się udało. – Po korespondencji wysłanej do grupy właścicieli gospodarstw korzystających z jednej studzienki, która regularnie ulegała awarii, napisaliśmy list, przypominając, by nie wyrzucać podpasek. Od tamtego czasu, przepompownia w tamtej okolicy pracuje bez zastrzeżeń – przyznaje kierownik.
Wystarczyłoby, żeby mieszkanki i mieszkańcy gminy, częściej korzystali z plastikowych pojemników, które są regularnie opróżniane przez firmę odpowiadającą za wywóz odpadów. To one służą do tego, by wyrzucać do nich śmieci. Gdyby wszyscy użytkownicy systemu kanalizacji w gminie zaczęli korzystać z niego w sposób właściwy, cena jednego metra ścieków byłaby zauważalnie niższa.
Ile to kosztuje
Do kanalizacji trafiają obierki, a nawet pieluchy. Do studzienek niektórzy wyrzucają szmaty, gruz i martwe zwierzęta.
Według pracowników zajmujących się usuwaniem awarii podatników kosztuje to nawet 100 tys. w skali roku. To z kolei przekłada się na cenę ścieków, za które płacą mieszkańcy, którzy z kanalizacji korzystają w sposób poprawny.
- Dzisiaj mieszkańcy płacą ponad 7 złotych. Sądzę, że gdyby odliczyć koszty związane z awariami, wymianą pomp, uszczelniaczy itp, ta cena mogłaby spaść nawet do 6 złotych - mówi kierownik GUiEWiK.
Oprócz tego studzienki by nie zalewały posesji i nikt by nie narzekał na nieprzyjemne zapachy.