Rozmowa z Andrzejem Tołpyho, autorem serii artykułów „Dzieje Puław” i pierwszego tomu historii miasta, który ma się ukazać w przyszłym roku dzięki zwycięstwu w głosowaniu na budżet obywatelski.
• Skąd u Pana pasja do zgłębiania historii Puław?
– Ja jestem z wykształcenia historykiem. Miałem być prawnikiem, ale zostałem historykiem, z czego się bardzo cieszę. Cała moja droga zawodowa to praca jako nauczyciel historii, na różnych poziomach: szkoła podstawowa, średnia, Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej, który skończyłem i w którym trochę pracowałem. Z różnych powodów zawędrowałem z Lublina do Puław. Puławy mi bardzo odpowiadają, mają bardzo bogatą historię ale są jednym z nielicznych miast, które nie posiadają swojej spisanej w jednym miejscu historii. Jest mnóstwo literatury, mnóstwo artykułów, ale są to wszystko cząstkowe materiały. Czas więc było siąść i zacząć pisać monografię historyczną Puław. To jest w pewnym stopniu, nie chciałbym żeby to zabrzmiało zbyt górnolotnie, ale wdzięczność za to, że Puławy mnie przygarnęły, że tak polubiłem to miasto i bez nich po prostu nie widzę życia.
• Kiedy pan zaczął spisywać dzieje Puław?
– Zacząłem zupełnie przypadkowo, przed grubo ponad dwudziestu laty. Pracowałem wtedy w Klubie Międzynarodowej Prasy i Książki. Przychodził do mnie znany puławiak, niestety od wielu lat nieżyjący, pan Henryk Rostkowski, znany żołnierz Armii Krajowej, działacz społeczny i to on mi kiedyś podsunął ten projekt. Mówi: Andrzej, przecież ten temat leży odłogiem, może byś zaczął pisać. To był poważny człowiek, więc potraktowałem to poważnie. Ale proszę sobie wyobrazić moją reakcję kiedy powiedziałem Henrykowi, że biorę się za to, a on tak bardzo poważnie spojrzał mi w oczy i powiedział: a zdążysz? W tamtym czasie w ogóle nie wiedziałem o czym mowa. Dzisiaj rozumiem jego pytanie, bo żeby zdążyć napisać całość historii Puław to wymaga jeszcze wielu dobrych lat. Zwłaszcza, że nie ma teraz klimatu, na to żeby wydać coś takiego. Obecne zasady, zgodnie z którymi autor musi zapłacić za druk, a to są ogromne pieniądze. Początkowo próbowałem zainteresować różne stowarzyszenia. Ale nie ma żadnego zainteresowania, wolą wydać cienką broszurkę aniżeli kilka tomów dziejów Puław. A na to się właśnie zanosi ta moja praca.
• Dlatego wpadł pan na pomysł, żeby wystartować w budżecie obywatelskim z projektem pierwszego tomu Dziejów Puław.
– Zupełnie przypadkowo, znajomy mi to podpowiedział. Mało tego, przyniósł ankietę i mówi: słuchaj, skoro ty tak pięknie piszesz, a szereg ludzi czyta cykl twoich artykułów, to może byś zaczął starać się o pieniądze. Tej drogi jeszcze do tej pory nie wykorzystałem, więc złożyłem wniosek, zostałem zaakceptowany i uzyskałem odpowiednią liczbę głosów. Przyznano mi pieniądze, a teraz czekam. Książka ma być drukowana w 2020 roku. Nakład nie wiem jeszcze jaki, minimum to będzie 500 egzemplarzy.
• O czym będzie pierwszy tom?
– Od samego początku, od legend o powstaniu Puław, do mniej więcej połowy XVIII wieku. To jest okres, który w literaturze jest traktowany trochę po macoszemu, stąd taki ogromny przedział czasowy. Natomiast następne tomy będą już obejmowały okres po kilkadziesiąt lat, bowiem jest już znacznie więcej źródeł w literaturze. Czartoryscy – to kopalnia wiedzy. Później okres powstań, aż do opuszczenia Puław przez Czartoryskich. To jest ogromna literatura, którą trzeba wykorzystać. W ten sposób chcę złożyć hołd, nie tylko historykom, którzy pracowali nad historią Puław, ale przede wszystkim tym, którzy traktowali to jako swoje niezawodowe zajęcie, tak jak ja. Byli autorami różnych opracowań, bardzo ciekawych nieraz, a są praktycznie nieznani.
• Czy jest coś w historii Puław co pana zaskoczyło?
– Zaskoczyła mnie ilość literatury. Nigdy nie przypuszczałem, że będzie to tak bogata literatura. I to, tak jak mówiłem, nie tylko historyków, ale przede wszystkim regionalistów. No, że wspomnę zmarłego kilka lat temu pana Mikołaja Spóza, który posiadał ogromne materiały, bardzo bogate ilustracyjnie. Kolejna osoba to pan Stanisław Papciak, pracownik Zakładów Azotowych, który dokumentował Zakłady od ich powstania. Niestety w tej chwili nie wiadomo gdzie te jego materiały się znajdują. Zatem bałem się, że wiedza, którą dysponowali tak wspaniali ludzie odejdzie bez żadnej pamięci. I ogromny materiał historyczny zostanie zapomniany.
• Dziś młodzi ludzie żyją pracą, technologią, przyszłością. Dlaczego powinni poznawać historię, i to jeszcze historię tego swojego najbliższego otoczenia?
– Wie pan, ja stwierdzałem to samo, o czym przed chwilą pan powiedział, że młodzież prawdopodobnie słabo interesuje się historią. Ale przygotowując się do głosowania w ramach budżetu obywatelskiego, pochodziłem trochę po szkołach. Bardzo przyjemnie mi było, kiedy, nie wiedziałem nawet o tym, dyrektorem szkoły był mój były uczeń czy uczennica. I proszę sobie wyobrazić, że właśnie te szkoły gremialnie zagłosowały za wydaniem książki. Poza tym starsi wiekiem puławianie również mnie wspierali. No i duża grupa czytelników tych moich artykułów w Dzienniku Wschodnim. Uzyskałem ponad 200 głosów.
• Bardzo dobry wynik.
– W przypadku najpopularniejszego projektu to było 700 głosów, które puławiacy oddali na domki dla jerzyków. Bardzo potrzebne w Puławach, bo to ptaszki, które likwidują różne insekty. Natomiast ja się znalazłem w środku tej stawki. Pokonałem na przykład niektóre osoby, które proponowały budowę chodnika, czy parkingu, co przecież jest bardzo ważne i konkretne. I nagle tu wyskoczyła książka. Po raz pierwszy w historii budżetu obywatelskiego w Puławach i udało się. Bardzo się z tego cieszę.