Mieszkaniec gminy Kurów sądził, że zrobi dobry interes, sprzedając 50 ton jabłek nieznajomemu człowiekowi z obcym akcentem. Owoce warte ok. 30 tys. zł zostały odebrane, ale pieniędzy za nie do dzisiaj nie ma. Kontakt z kupującym się urwał.
W powiecie puławskim regularnie dochodzi do oszustw finansowych, ale metoda "na Czecha" pojawiła się po raz pierwszy. Jej ofiarą w ubiegłym miesiącu padł 40-letni mieszkaniec gminy Kurów, który miał do sprzedania sporą ilość jabłek. Ogłoszenie zauważył domniemany Czech, który zadzwonił do sprzedającego owoce, proponując ich zakup po korzystnej cenie. Mężczyzna z obcym akcentem podał swoje pełne dane, łącznie z mailem, nazwą firmy itd. Sam zorganizował także transport.
50 ton owoców załadowano na dwie ciężarówki. Sprzedający otrzymał potwierdzenie ich odbioru od kierowcy z firmy transportowej i czekał na przelew. Nic nie zwiastowało problemów do czasu, gdy ponownie zajrzał na internetową giełdę rolną. Tam znalazł wpis sadownika z okolic Rawy Mazowieckiej (łódzkie), który ostrzegał przed oszustem z "Czech". Jak się okazało, to ten sam, któremu nasz bohater przekazał jabłka warte ok. 30 tys. zł. Zaniepokojony, zaczął wysyłać do niego SMS-y i maile z pytaniami o termin zapłaty. Odpowiedzi jednak nie nadchodziły. Kontakt się urwał.
Poszkodowany zadzwonił więc do firmy transportowej. Dowiedział, że się jego jabłka trafiły do wiosek pod Hrubieszowem. Kierowcom za ich odbiór zapłacił nieznany im człowiek. Miał na sobie czapkę z daszkiem i maseczkę ochronną. Przekazał gotówkę, niczego nie podpisując i zniknął. Owoce fizycznie odebrała natomiast firma przetwórcza, która miała kontakt jedynie z anonimowym pośrednikiem. Gdy ten zaproponował im cenę 28 groszy za kilogram, nie dopytywali o szczegóły.
Mieszkaniec gminy Kurów sprawę zgłosił na policję. Postępowanie prowadzi puławska komenda we współpracy z policjantami z woj. łódzkiego, którzy starają się znaleźć sprawcę podobnego oszustwa.