Wojsko szykuje się do zakupu kilkunastu samolotów szkoleniowych. Jest szansa, że będą je produkowały lub naprawiały Wojskowe Zakłady Lotnicze nr 3 w Dęblinie.
Warszawa przygotowała dwa scenariusze. Żaden jednak nie odpowiada załodze firmy. Ministerstwo proponuje przenieść majątek WZL do jednego z zakładów funkcjonujących w formie spółek (WZL-1 Łódź lub WZL-4 Warszawa).
– Jeśli to się nie uda, to część dęblińskich zakładów, która jest niezbędna do zabezpieczenia potrzeb sił zbrojnych, włączymy do budżetu – informuje biuro prasowe MON.
– Resort pracuje już nad harmonogramem włączenia nas do Łodzi. Niech lepiej rząd wyda 9 mln zł dla powodzian zamiast na likwidację zakładu – mówi Witold Kleczkowski, szef zakładowej "Solidarności”. Podkreśla, że dęblińskie zakłady zakończyły ubiegły rok z zyskiem, a najlepszym rozwiązaniem jest zrobienie z nich instytucji gospodarki budżetowej. – Wprawdzie zapewniają nas, że nie będzie zwolnień, ale gwarancji na piśmie nie dostaliśmy – stwierdza Kleczkowski.
Przyszłość dęblińskiej firmy mogą uratować wojskowe zakupy. Wojsko Polskie chce nabyć kilkanaście samolotów szkolenia zaawansowanego typu LIFT wraz z częściami zamiennymi. Przetarg zostanie ogłoszony w najbliższych miesiącach. Państwo wyda na ten cel ok. 1 mld zł.
Ministerstwo zapowiada, że jednym z ważniejszych warunków będzie włączenie polskich zakładów w produkcję lub serwisowanie samolotów. A tej roli mogliby się podjąć fachowcy z dęblińskiej firmy.
– Sąsiedztwo dęblińskiej Szkoły Orląt dowodzi, że warto wskazać ten zakład jako odgrywający istotną rolę w wyposażaniu sił zbrojnych w te samoloty – stwierdził dwa tygodnie temu w Sejmie wiceminister Marcin Idzik.
– To ma sens, bo przecież działamy w pobliżu szkoły szkolącej pilotów. Jednak czy deklaracje ministerstwa są pewne na 100 procent? Może nagle stwierdzić, że my sobie poradzimy, a trzeba pomóc zakładom z Bydgoszczy, które chylą się ku upadkowi – zauważa Kleczkowski.