O dużym szczęściu mogą mówić hodowcy gołębi z Puław. Kiedy hala Międzynarodowych Targów w Katowicach złożyła się jak domek z kart, oni od trzech kwadransów byli już w drodze do swoich domów.
Pan Zygmunt wybrał się do Chorzowa razem z kolegami.
– Było nas osiem osób i kierowca. Wyjechaliśmy z Puław o piątej rano, po dziewiątej byliśmy na miejscu. Nikt z nas nie pokazywał swoich gołębi, bo nie mieliśmy w tym sezonie wystawy regionalnej, która wyłania reprezentację na imprezę ogólnopolską – opowiada.
Największy tłum pojawił się w katowickiej hali około południa. Araźny szacuje, że mogło być nawet 10 tysięcy ludzi. – Nie wiem, co byłoby, gdyby hala zawaliła się właśnie wtedy – ze strachem mówi hodowca z Puław.
Potem wystawę powoli zaczęli opuszczać pierwsi zwiedzający.
– Część poszła na obiad, część spieszyła się na Małysza. Dużo ludzi było z daleka, więc chcieli wcześniej wyjechać – dodaje pan Zygmunt.
Grupa z Puław też wcześniej zbierała się do powrotu, ale i tak wyjazd się opóźnił. Puławianie wyruszyli w drogę około 16.30. To wystarczyło, żeby uniknąć tragedii. Dach hali zawalił się trzy kwadranse później. – Strach pomyśleć, co by było, gdybyśmy zostali w Katowicach trochę dłużej – dodaje Araźny.