Zwycięstwo urzędniczki, która chciała ustalić, czy w domu dziecka dochodziło do przemocy .
Dorota Daniłoś-Sobczak, zwolniona dyscyplinarnie z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Puławach, mocą wyroku sądowego wróciła do pracy. Termin wniesienia skargi kasacyjnej właśnie minął. - Nie zamierzaliśmy jej wnosić - mówi Małgorzata Suszek-Zawadzka, dyrektor PCPR.
O sprawie pani Doroty pisaliśmy w Dzienniku Wschodnim na początku października ubiegłego roku. Została wtedy zwolniona z pracy za to, że "usiłowała skontaktować małoletnią wychowankę Wielofunkcyjnej Placówki Opiekuńczo-Wychowawczej w Puławach (domu dziecka - dop. red.) z dziennikarzem w sprawie stosowania przemocy wobec wychowanków placówki przez dyrektora placówki”.
Wszystko zaczęło się od anonimowych ankiet. Dwoje dzieci przyznało w nich, że były bite przez wychowawcę lub innego pracownika. Napisaliśmy o tym.
Po ukazaniu się artykułu Daniłoś-Sobczak, urzędniczka Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, zadzwoniła do swojej byłej podopiecznej, która znajdowała się wówczas w domu dziecka. Zapytała, co się tam dzieje i czy nie chciałaby z nią o tym porozmawiać.
Dziewczyna umówiła się na spotkanie, ale o wszystkim poinformowała matkę. Wspomniała o artykule i zainteresowaniu dziennikarzy tą sprawą. Matka powiedziała o spotkaniu dyrektorowi domu dziecka, ale prawdopodobnie już z informacją, że będzie tam również dziennikarz. I taka wiadomość dotarła do starostwa.
Kiedy urzędniczka straciła pracę, ówczesna dyrektorka PCPR Krystyna Miechowicz powiedziała nam, że to starosta zasugerował, by Daniłoś-Sobczak zwolnić. W wywiadzie dla tygodnika "Teraz Puławy” starosta Sławomir Kamiński zaprzeczył, ale dodał: W rozmowie z panią Miechowicz powiedziałem, że jeśli podejrzenia o skontaktowanie wychowanki domu dziecka z dziennikarzem się potwierdzą, to nie wyobrażam sobie, żeby ta pani nadal pracowała.
Pierwszy wyrok w tej sprawie zapadł w styczniu. Przywracał panią Dorotę do pracy, ale PCPR odwołało się od wyroku. 12 maja Sąd Okręgowy w Lublinie oddalił apelację. W sądzie dowiedzieliśmy się, że żadna ze stron nie prosiła o pisemne uzasadnienie, dlatego nie zostało sporządzone.
- Sąd ustnie dodał, że wszystkie argumenty w apelacji były chybione i nawet gdyby doszło do takiego wydarzenia (próba kontaktu z dziennikarzem), to nie było to działanie na szkodę zakładu pracy, tylko wypełnianie obowiązków. I nie mogłoby być podstawą wypowiedzenia - mówi nam Daniłoś-Sobczak.
Sprawą rzekomej przemocy w domu dziecka zajmuje się prokuratura. - W tej chwili szukamy jeszcze byłych wychowanków - informuje Dariusz Lenard, prokurator rejonowy w Puławach.