Restauratorzy liczą, że będą mogli rozpocząć przyjmować gości w ogródkach i apelują w tej sprawie do rządu. Na razie jednak deklaracje polityków nie mogą ich napawać optymizmem.
– Ustawiamy już stoliki na patio. Prawdopodobnie jeszcze dziś przyjadą nowe parasole. Czekamy na decyzję konserwatora. Najbardziej cieszy nas to, że Zarząd Dróg i Mostów ze względu na sytuację pozwala nam nie wpisywać do wniosków daty rozpoczęcia działalności ogródka. Będziemy mogli ją podać w momencie gdy dostaniemy zielone światło na jej prowadzenie. To pozwoli nam przyjąć gości dosłownie z dnia na dzień – mówi Izabela Kozłowska-Dechnik z Mandragory.
O jak najszybsze uruchomienie restauracyjnych ogródków apeluje Izba Gospodarcza Gastronomii Polskiej. Powołując się na wyniki badań tłumaczy, że COVID-19 zarażamy się głownie w dużych skupiskach i wewnątrz budynków i żąda natychmiastowego zdjęcie obostrzeń.
– Ubiegły i bieżący rok przysłonił polską branżę gastronomiczną czarną woalką, gdyż była świadkiem setek dramatów, w tym samobójstw gastronomów, którzy finansowo i psychicznie nie byli w stanie udźwignąć ciężaru, jaki na nich spoczął – piszą w liście otwartym do rządu. – Najwyższy czas, aby ludzie mogli zacząć wracać do normalności!
– Zbliżający się okres weekendu majowego, podczas to którego co rok Polacy obchodzą Święto Konstytucji, powinien być dla nich czasem, w którym ujrzą nadzieję i uwierzą w to, że nasz kraj jest miejscem, gdzie panuje praworządność i wolność – podkreśla Jacek Czauderna, prezes zarządu Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej.
– Przygotowujemy się do otwarcia. Odświeżamy sprzęty. Wystąpiliśmy o wszystkie niezbędne zgody. Pracownicy są w gotowości. Gdy dostaniemy zielone światło będziemy mogli zacząć działać z dnia na dzień – mówi Jacek Abramowicz, właściciel restauracji Sielsko Anielsko. Dodaje, że stanowisko IGGP jest w pełni zasadne. – Ogródki to dla nas wielka nadzieja, bo sytuacja jest tragiczna. Od października jesteśmy zamknięci. Pomoc dawno się skończyła, a kwietniowej w ogóle jeszcze nie ma. Działalność na wynos daje tylko ułamek wcześniejszych przychodów, a koszty funkcjonowania zostały te same.
Żeby przetrwać do czasu, gdy będzie można działać Abramowicz wystawił na sprzedaż swój dom. Trzykrotnie już obniżał cenę oferty, ale chętnych nie ma. Dziś sprzeda swój samochód.
– Musimy przetrwać – mówi i dodaje, że większość lubelskich restauratorów szacuje, że pierwszych gości będą mogli przyjąć pod koniec maja.
Te nastroje studzi jednak minister zdrowia.
– Prezentuję pogląd, że siłownie i restauracje są tymi miejscami, które z największym prawdopodobieństwem sprzyjają transmisji wirusa – powiedział wczoraj Adam Niedzielski w radiu ZET. Dodał, że z jego punktu widzenia, te dwa obszary są „gdzieś na końcu kolejki” i „należy liczyć się z tym, że decyzja o otwieraniu nie będzie szybka”.