Tysiące wytrutych pszczół w pasiece pszczelarza z Parczewa. Stanisław Chojak sprawę zgłosił już na policję, ale sprawcy jeszcze nie ujęto.
– W ubiegłym tygodniu podczas objazdu swoich pasiek zauważyłem, że pszczoły nie fruwają. Otworzyłem, jeden, drugi, trzeci ul i wszystko padło od góry do dołu. To było dla mnie ogromne przeżycie – relacjonuje Stanisław Chojak, pszczelarz z 30-letnim stażem. – Miałem tzw. pasiekę wędrowną i w zależności od pory roku rozwożę ją na rzepak czy akację. A siedem uli ustawiłem koło gryki w gminie Niedźwiada. To było stałe miejsce, z którego od kilku lat korzystałem, w porozumieniu z zaprzyjaźnionym rolnikiem – przyznaje pan Stanisław.
Skąd wiadomo, że ktoś celowo wytruł pszczoły? – Przy pszczołach pracuję codziennie od kilkudziesięciu lat. W pobliżu nie było plantacji z opryskami przeciwko owadom. Pszczoły musiały dostać dużą dawkę substancji owadobójczej wprost do uli – uważa pszczelarz.
Pan Stanisław dziwi się kto mógł to zrobić, bo pszczoły przynoszą wiele korzyści. – To udowodnione przez naukowców, że im pszczoły więcej zapylą, tym większe plony, nawet o 60 proc. Teraz jest zresztą taka fala na hodowanie i ochronę pszczół – dodaje.
Pszczelarz zawiadomił policję. – Czekamy na wyniki ekspertyzy. Dopiero wyniki dadzą nam odpowiedź czy wszcząć postępowanie. Na miejscu zdarzenia nie było żadnych dowodów aby takie postępowanie wszcząć – przyznaje mł. asp. Grzegorz Paśnik, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Lubartowie.
Pan Stanisław przy pomocy Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy w Lublinie przygotował odpowiednie próbki do badań. – To co mogliśmy zrobić, to umożliwić pszczelarzowi bezpłatne badania próbek w instytucie w Puławach. Ale życia pszczołom to nie przywróci. Niestety ktoś z premedytacją to zrobił. W przyszłości pomyślimy nad zbiorową polisą dla takich przypadków – mówi Stanisław Próchniak, kierownik biura WZP w Lublinie.
– Mam nadzieję, że w Puławach sprawdzą jakim środkiem wytruto pszczoły. Będę dochodził swoich roszczeń aby sprawcę ukarano – zapowiada Chojak. – Wszystko muszę odbudować od początku. Ule zostały już zdezynfekowane i zasiedlone małymi rodzinami pszczelimi. Zobaczymy czy się rozwiną. Jeżeli nie, to znaczy że ule są na tyle skażone, że należy się ich pozbyć – stwierdza pan Stanisław. Swoje straty oszacował na ok. 7 tys. zł.