Sadownicy z centralnej Polski biją na alarm: Polacy nie chcą pracować w sadach, a Ukraińców przyjeżdża coraz mniej. W naszym regionie takiego problemu nie ma. Przy zbiorach owoców pracują uczniowie, studenci, a nawet nauczyciele.
Czy rzeczywiście w sadach brakuje rąk do pracy? Postanowiliśmy sprawdzić, jak wygląda sytuacja w naszym regionie. Oferta w Internecie: "Zbiór wiśni w sadzie. Płaca – 50 gr za kg.” – Nie miałem problemu ze znalezieniem pracowników. Zgłosiło się tyle osób, ile szukałem. Sami Polacy – mówi mężczyzna, który odebrał telefon.
"Zbiór malin letnich, a później jesiennych.” – Problem miałam, ale nie ze znalezieniem pracowników, tylko z tym, że nie byłam z nich zadowolona – wyjaśnia plantatorka. – Ale bez problemu znalazłam innych. Za łubiankę płaciłam 2,80 zł. Zapewniam też nocleg i wyżywienie.
– Chętnych nie brakuje. Ale tych, którzy naprawdę chcą pracować, jest jak na lekarstwo – dodaje inny z plantatorów. – Już w trakcie rozmowy przez telefon wiele można wywnioskować. Jak ktoś chce przyjechać z narzeczonym albo pyta czy w pokoju jest łazienka z prysznicem to on szuka agroturystyki, a nie pracy – przekonuje mężczyzna. – Na ok. 150 telefonów, które odebrałem w sprawie pracy przy zbiorze malin, to może ze cztery osoby będą się nadawać.
Plantator oferuje całodzienne wyżywienie i nocleg. – Można zarobić dziennie nawet do 100 zł – zapewnia. I dodaje: – U kolegi pracują nawet dwie nauczycielki. Bardzo je chwali.
– A czy to coś złego? – pyta Janusz Różycki, szef ZNP w naszym regionie. – Sam jestem nauczycielem i uprawiam czarną porzeczkę. Jestem właśnie w trakcie zbioru. Przy tego typu pracy najlepiej się relaksuję.
Gdzie szukać ofert? Na internetowych portalach ogłoszeniowych, gazetach, w hufcach pracy.
– Plantatorzy cały czas się do nas odzywają. Szukają chętnych do zbioru malin i borówki, głównie kobiet powyżej 18 lat – mówi Wiesław Wróblewski, dyrektor Centrum Edukacji i Pracy Młodzieży OHP w Chełmie.