Zaczynali od 5 hektarów i trzech krów. Teraz bydła mają blisko 170 sztuk, zaś ziemi łącznie z dzierżawami ponad 100 hektarów. Anna i Adam Ogorzałkowie z Czernięcina Poduchownego zostali Rolnikami roku 2015 w plebiscycie Dziennika Wschodniego. Zdobyli rekordową liczbę głosów – ponad 15 tysięcy!
– Bardzo cieszymy się ze zwycięstwa – przyznaje Adam Ogorzałek, który wraz z żoną Anną i rodzicami prowadzi w gminie Turobin gospodarstwo rolne.
Pomoc rodziców
Gospodarstwo liczy obecnie, łącznie z dzierżawami, 105 ha. – Prowadzimy je z żoną od 1999 roku. Wcześniej było to gospodarstwo moich rodziców – opowiada Adam Ogorzałek. – Zaczynaliśmy od 5 ha, łącznie z 1 ha dzierżawy. Mieliśmy wtedy cztery sztuki bydła i tradycyjny ciągnik Ursus C-330. Wtedy pracowałem jeszcze w Przedsiębiorstwie Badań Geofizycznych w Warszawie. Prowadzeniem gospodarstwa zajmowała się moja żona i moi rodzice.
Po ślubie zamiast zafundować sobie podróż poślubną małżonkowie postanowili zainwestować. – Za tzw. czepiec nie kupiliśmy sobie ani samochodu, ani nie wyjechaliśmy na żadną wycieczkę. Do zebranej na weselu sumy wzięliśmy kredyt i kupiliśmy ciągnik – Ursus 4512.
Na tych zakupach pan Adam i pani Anna nie poprzestali. – Zaczęliśmy dokupować ziemię – mówi Ogorzałek. – W 2001 roku kupiliśmy działkę koło naszej posesji. Stał na niej drewniany dom i niewielka obora. Wtedy też zdecydowaliśmy się kupić więcej krów.
Kokosów z tego nie będzie
– W 2003 roku postanowiliśmy, że będziemy rozbudowywać oborę – dodaje Anna Ogorzałek. – Mieliśmy decyzję o warunkach zabudowy. Zastanawialiśmy się, którą z obór – bo mieliśmy dwie – modernizować. Mieliśmy dylemat.
Z pomocą przyszła Spółdzielnia Mleczarska w Krasnymstawie. – Pojechaliśmy do prezesa ds. skupu mleka, żeby doradził nam, co robić – przyznaje Ogorzałek. – Podpowiedział, żebyśmy ukierunkowali gospodarstwo na produkcję mleka. Przyznał, że olbrzymich pieniędzy z tego nie będzie, ale taka działalność pozwoli nam na godziwe życie.
Klamka zapadła. – W 2004 roku podjęliśmy decyzję, że jak już w coś wchodzić, to na całego. Postanowiliśmy postawić nową oborę. W tej inwestycji pomogły pieniądze z kredytu „młody rolnik”. Budowę zaczęliśmy w czerwcu 2005 roku.
– Krowy przenieśliśmy do stodoły, bo jedną z obór rozebraliśmy. Było ich wtedy ponad 40 – dodaje żona Anna. – To nie był łatwy czas. Obornik wywoziliśmy taczką. Trzeba było ręcznie doić i poić zwierzęta. Obrządek trwał ze cztery godziny. I tak trzy razy dziennie. Non stop. Mąż jak wracał z pracy to praktycznie nie spał. Bo w domu praca na niego czekała.
Nowa obora była gotowa w listopadzie 2005 r. – A 8 grudnia już wszystkie krowy były dojone w hali – precyzuje pani Anna.
Czas na maszyny
Kiedy obora stała, małżeństwo zaczęło kompletować maszyny i urządzenia rolnicze. – Na początku 2006 roku jedna z firm zaproponowała nam na testy wóz paszowy – mówi Ogorzałek.
Po próbach małżeństwo stwierdziło, że muszą taki sprzęt w gospodarstwie mieć. W tym czasie korzystali już z pomocy doradców żywieniowych. Sami zaczęli się szkolić, by prowadzona przez nich hodowla była jak najbardziej profesjonalna. W tym czasie kupiliśmy też prasę zwijającą i owijarkę do sianokiszonki – wylicza pan Adam.
Inwestowali też w grunty. – Kto tylko sprzedawał ziemię, to kupowaliśmy – dodaje pani Anna.
Kolejne zakupy małżeństwo finalizowało także przy wsparciu unijnych funduszy. W gospodarstwie pojawił się m.in. kolejne ciągniki.
Pan Adam zrezygnował też z pracy. – To było w 2007 roku. Uznałem, że żona z rodzicami nie da rady tego wszystkiego upilnować – przyznaje pan Adam.
Na tym inwestycje się nie skończyły. – Rozpoczęliśmy proces robotyzacji – przyznaje Ogorzałek. – Kupiliśmy robota do podgarniania paszy zwierzętom i automatyczne czorchadło. Teraz myślimy o robocie udojowym.
Nie ma bezimiennych krów
W prowadzeniu gospodarstwa cały czas pomagają im rodzice. – Nasz syn ma 16 lat. Uczy się. Żartujemy, że na widły zawsze będzie miał czas. Nie uciekną. W razie czego będą czekać – uśmiecha się pan Adam.
Małżonkowie przyznają, że praca nie jest łatwa. – W naszej profesji nie ma czerwonej kartki w kalendarzu. Praca jest dzień w dzień – mówi pan Adam.
– Kiedyś całą niedzielę spędziliśmy w oborze, choć planowaliśmy wyjechać. Cieliły się trzy jałówki. Wszystkie jednego dnia – śmieje się pani Anna.
Rolnicy wstają o świcie, pracę kończą wieczorem. Obecnie ich stado liczy 166 sztuk bydła. Nie są anonimowe. – Każda ma swoje imię – zdradza pan Adam. – Najstarsza krowa to Blanka. Ma 10 lat. Najmłodsza – Greta, 22 października 2015 r. skończyła 2 lata – precyzuje jego żona.
Jaka jest uch recepta na życiowy sukces? – Najważniejsze jest zdrowie i rodzina – mówią zgodnie nasi laureaci.